Wielka Brytania powinna pozostać międzynarodowym graczem w polityce zagranicznej - oświadczył w poniedziałek szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband na forum komisji badającej zaangażowanie Zjednoczonego Królestwa w Iraku.
"Londyn nie może pozostawiać trudnych lub skomplikowanych wyzwań w świecie (do rozwiązania) innym państwom" - tak uzasadnił swe poparcie dla zbrojnej interwencji przeciwko Irakowi.
Miliband, który kieruje MSZ od 2007 roku, a w chwili wybuchu wojny z Irakiem w 2003 roku był niskiej rangi ministrem stanu w rządzie Tony'ego Blaira, przestrzegł przed wyciąganiem z doświadczeń irackich niewłaściwych wniosków. Za taki uznałby cofanie się przed zaangażowaniem w sprawy światowej polityki.
"Nie możemy być państwem, które odwraca się do świata plecami (...) Błędy popełnione w Iraku nie powinny nas (brytyjskiego rządu - PAP) zniechęcać do rozbudzania demokracji w innych państwach świata" - podkreślił.
"Jest śmierć i zniszczenie (w Iraku - PAP), ale jest także wolność" - rozwinął swą myśl.
Do poparcia zbrojnej interwencji w Iraku przekonali Milibanda międzynarodowi inspektorzy ONZ, których raport sugerował, że Irak jest w posiadaniu broni masowego rażenia.
"Jeśli Wielka Brytania - kraj w awangardzie presji wywieranej na władze w Bagdadzie - wycofałaby się z rozbrojenia Saddama Husajna, to autorytet ONZ zostałby poważnie nadszarpnięty" - powiedział.
Jego zdaniem, w przededniu konfliktu zbrojnego z Irakiem ONZ była organizacją słabą i nieskuteczną, ponieważ swoich wcześniejszych gróźb wobec Saddama Husajna nie wprowadziła w czyn.
Iracka komisja dochodzeniowa pod przewodnictwem Johna Chilcota, wysokiej rangi urzędnika administracji rządowej w stanie spoczynku, bada całokształt brytyjskiego zaangażowania w Iraku w latach 2001-09. (PAP)
asw/ dmi/ mc/