Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Mińsk neguje istnienie tzw. białoruskiej listy katyńskiej

0
Podziel się:

Przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości Białorusi Uładzimir
Adamuszka zanegował we wtorek istnienie tzw. białoruskiej listy katyńskiej. Według niego tej listy
nie ma, ponieważ polscy wojskowi byli jedynie przewożeni przez terytorium Białorusi "tranzytem".

*Przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości Białorusi Uładzimir Adamuszka zanegował we wtorek istnienie tzw. białoruskiej listy katyńskiej. Według niego tej listy nie ma, ponieważ polscy wojskowi byli jedynie przewożeni przez terytorium Białorusi "tranzytem". *

"Intensywnie zajmowaliśmy się tą sprawą. Tak zwanej listy białoruskiej nie ma i możliwe, że nie może w ogóle istnieć" - powiedział na konferencji prasowej w Mińsku dyrektor departamentu ds. archiwów Ministerstwa Sprawiedliwości Uładzimir Adamuszka, który - jak przypomina gazeta "Nasza Niwa" - kierował niegdyś centrum naukowo-badawczym zajmującym się sprawami represjonowanych obywateli i badał m.in. tragedię katyńską.

Według Adamuszki listy tego rodzaju sporządzano tylko tam, gdzie stosowano represje. Lista rosyjska i ukraińska istnieją, bo "miejsca kaźni polskich oficerów i podoficerów znajdowały się na terytorium Rosji i Ukrainy" - cytuje jego słowa "Nasza Niwa".

"Oficerowie i podoficerowie, którzy znajdowali się na terytorium Białorusi i których nazwiska zostały uwiecznione w Katyniu, przejeżdżali jakby tranzytem przez terytorium Białorusi, mieli jedynie krótkie przystanki, przechodzili jakby przez etapy - Baranowicze, Berezwecz, Orsza" - powiedział Adamuszka.

Zaznaczył, że strona polska o tym wie. "My z polskimi archiwistami dzieliliśmy się (wiedzą)" - dodał.

Adamuszka powtórzył tym samym pogląd przedstawiony pod koniec ubiegłego roku przez prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę, który oświadczył, że na terytorium Białorusi radzieckie NKWD nie rozstrzelało w roku 1940 ani jednego Polaka.

"Przeszukaliśmy wszystkie archiwa, nie tylko KGB, ale wszystkich struktur państwowych. Tak jak obiecałem - powiedział wówczas Łukaszenka. - U nas na terytorium Białorusi nie został rozstrzelany ani jeden Polak. Były tylko punkty przesyłowe. Polacy, którzy tam trafiali, byli wysyłani głównie do Federacji Rosyjskiej i być może na Ukrainę".

"Białoruś specjalnie mówi, że listy białoruskiej (katyńskiej - PAP) na Białorusi nie ma. I to tyle. A czy ona jest w Moskwie, to tego tak naprawdę nie wiadomo, nie wykluczam, że jednak jest" - powiedział we wtorek PAP działacz Memoriału prof. Aleksiej Pamiatnych, który od lat zajmuje się wyjaśnianiem zbrodni katyńskiej.

Podkreślił, że władze Polski, zadając pytanie stronie białoruskiej o los ofiar zbrodni katyńskiej z terenów Białorusi, powinny pytać o nich nie jako o jeńców wojennych, ale o więźniów. Chodzi o to, że status jeńców, którzy zginęli w zbrodni katyńskiej, dotyczył jedynie tych Polaków, którzy przebywali w obozach na terenie sowieckiej Rosji. Natomiast na terenie Białorusi z rozkazu Stalina i jego politbiura z 5 marca 1940 r. ginęli także polscy cywile. Świadczą o tym przedmioty należące do Polaków, odnalezione w mogiłach śmierci w Kuropatach pod Mińskiem, gdzie w 1940 r. NKWD grzebało ofiary z mińskiego więzienia. Podobnie jak na Białorusi polscy cywile ginęli z rąk NKWD w ramach zbrodni katyńskiej także na terenie sowieckiej Ukrainy.

Pamiatnych przypomniał też, że w Polsce odbywają się prace nad rekonstrukcją białoruskiej listy katyńskiej. Rekonstrukcję listy zapowiedziało w ubiegłym roku Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Rekonstrukcję ma umożliwić współpraca Centrum z rosyjskimi archiwami.

Z kolei białoruski historyk Ihar Kuźniecau, komentując słowa Adamuszki, podkreślił, że Białoruś powinna mieć "analogiczną listę", jak ta zawierająca nazwiska rozstrzelanych w Chersoniu, Charkowie i Lwowie, przekazana Polsce w 1994 roku przez Ukrainę.

"Na białoruskiej liście powinno być 3870 nazwisk. Sprawa istnienia listy w ogóle nie powinna być omawiana. Można tylko mówić o tym, że lista ta została kiedyś zniszczona, że była przekazana z KGB Białorusi powiedzmy do Moskwy. Innych wariantów nie może być" - powiedział Kuzniecau we wtorek radiu "Swaboda".

Kuzniecau, który współpracował z telewizją Biełsat przy produkcji filmu dokumentalnego "Katyń - 70 lat później", odrzucił twierdzenie Łukaszenki. Ocenił, że w kuropackim lesie spoczywa do 150 tys. ludzi, z czego około 20 proc. mogą stanowić Polacy. Jedynie w przypadku pięciu procent pochówków przeprowadzono ekshumację.

Jak przypomina telewizja Biełsat, 10 maja polski ambasador Leszek Szerepka podkreślił, że polskie władze są przekonane, że na terenie Białorusi spoczywa ok. 4 tysięcy rozstrzelanych oficerów polskiej armii, w tym wielu narodowości białoruskiej. Dyplomata wyraził żal, że - w odróżnieniu od Rosji i Ukrainy - na Białorusi nie ma ani jednego znaku upamiętniającego zabitych.(PAP)

mmp/ kar/ nno/ gma/

int. arch.

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)