Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

MON: sprawa Brzuszkiewicza do prokuratury i Rady Etyki Mediów

0
Podziel się:

(dochodzi wypowiedź przewodniczącej REM)

(dochodzi wypowiedź przewodniczącej REM)

9.11.Warszawa (PAP) - Minister Obrony Narodowej Aleksander Szczygło chce by prokuratura rozważyła "podjęcie czynności procesowych" w sprawie upublicznienia przez portal Gazeta.pl wiadomości o śmierci żołnierza w Iraku, zanim poinformowano o tym rodzinę poległego. MON skierowało także pismo do Rady Etyki Mediów z prośbą o zajęcie stanowiska w tej sprawie.

"GW" zarzuty ministra odrzuca, zaś szefowa REM zapowiada, że oficjalne stanowisko Rada przedstawi za kilka dni, osobiście jednak ocenia zachowanie dziennikarza "GW" bardzo krytycznie.

2 listopada w wyniku wybuchu miny pułapki zginął st. kpr. Andrzej Filipek, a trzech innych żołnierzy - st. kpr. Sylwester W., sierż. Mariusz W. i mł. chor. Robert C. - zostało rannych. Autorem publikacji na stronie Gazety.pl, która pojawiła się zanim skontaktowano się z najbliższymi żołnierzy, był Jacek Brzuszkiewicz.

"Naruszone zostały przede wszystkim dobra osób bezpośrednio związanych z żołnierzami pełniącymi służbę w Iraku (członków ich rodzin), ale też - co warto podkreślić - szeroko rozumiany interes społeczny" - napisał minister w piśmie skierowanym do Prokuratury Okręgowej w Lublinie, którego kopia dostępna jest na stronie internetowej resortu.

Szef MON podkreślił w nim, że przedstawicielom wojska nie dano żadnej szansy, aby godnie poinformowali rodzinę poległego. Zajmuje się tym specjalna delegacja wysyłana z macierzystej jednostki żołnierza, w skład której wchodzą m.in. lekarz, psycholog i kapelan.

"Ścigając się o pierwszeństwo w podaniu tragicznego +newsa+ złamano zasadę, która jest przestrzegana przez każdą mającą choć odrobinę przyzwoitości redakcję" - ocenił minister.

Podkreślił, że praktyka "embarga" na wiadomości o tragicznych zajściach, do czasu powiadomienia rodziny, stosowana jest od długiego czasu na mocy "dżentelmeńskiej umowy" między MON i dziennikarzami zajmującymi się tematyką wojskową.

"Dziennikarze portalu internetowego Gazeta.pl i dziennika Gazeta Wyborcza w dniu 2 i 3 listopada 2007 r. zanegowali zasadność stosowania przez media tego typu samoograniczenia. (...) Następnie, w kolejnych artykułach, nie tylko podważali, dotychczas funkcjonującą praktykę w tym względzie, ale i starali się uzasadnić słuszność swojego postępowania" - wskazano w piśmie resortu obrony do Rady Etyki Mediów.

"Ministerstwo Obrony Narodowej uprzejmie prosi Radę Etyki Mediów o rozstrzygnięcie, czy przedstawiciele mediów powinni dobrowolnie zgodzić się z tym, że pierwszeństwo w przekazywaniu tego typu informacji najbliższym osobom rannych lub zabitych żołnierzy przysługuje stronie wojskowej" - napisano w nim.

MON zwróciło się do REM także z prośbą o wypowiedzenie się publiczne w tej sprawie.

"Jesteśmy bowiem przekonani, że autorytet i szerokie upublicznienie stanowiska Rady może pomóc w ustanowieniu powszechnie akceptowanych moralnych zasad jakimi powinny kierować się media i Siły Zbrojne podczas przekazywania społeczeństwu wiadomości o zabitych lub rannych podczas służby żołnierzach" - wskazano w piśmie.

Zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Piotr Stasiński nie zgadza się z zarzutami ministra.

"Myśmy zachowali się taktownie i byliśmy w tej tragicznej sytuacji w miarę możliwości delikatni nie podając nazwisk żołnierzy. Informacje zostały sprawdzone w źródłach i są oczywiście prawdziwe. Dziennikarz wykonał swój obowiązek i tyle" - powiedział PAP Stasiński.

"Uważam, że zarzuty są po prostu idiotyczne i złośliwe" - dodał. Według Stasińskiego, "nie ma podstaw" by sprawą zajmowały się prokuratura czy REM.

Przewodnicząca REM Magdalena Bajer ocenia postępowanie dziennikarza gazety krytycznie. "Na pewno ten dziennikarz, który pospieszył się z tą wiadomością postąpił źle" - powiedziała PAP Bajer.

"Wydaje mi się, że z takim newsem i z taką wiadomością należało poczekać na oficjalne jej potwierdzenie. Nie wszystko musi się sprzedać będąc pierwszym. To jest pogoń za sensację" - uważa Bajer.

Jak dodała "jeżeli ktoś dowiaduje się o śmierci bliskiej osoby z mediów, przeżywa straszny szok". "Po drugie dziwi mnie bardzo taki odruch - pewnie dyktowany chęcią bycia pierwszym. No, ale czyjaś śmierć nie jest newsem" - podkreśliła.

"Dodatkowo zachodzi taka okoliczność, że jeśli ten dziennikarz nie podał nazwiska zabitego, wprowadził w niepokój, stan poruszenia i rozpaczy być może więcej niż jedną rodzinę, która mogła mieć kogoś bliskiego w Iraku" - dodała.

"Inną jednak rzeczą jest problem czy karać to sądownie. Przypuszczam, że zrobił to człowiek, który się nie zastanowił, może młody, może jakoś przywykły do tego, że ze wszystkim trzeba się spieszyć" - powiedziała szefowa REM. (PAP)

js/ ktl/ malk/ woj/

media
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)