Polski MSZ apeluje do władz Białorusi o respektowanie prawa mniejszości narodowych do kultywowania swojej tożsamości i historii - powiedział PAP rzecznik resortu Marcin Bosacki. Apel to reakcja na karę grzywny dla dwójki Polaków za ustawienie krzyża upamiętniającego żołnierzy AK.
W środę sąd w Szczuczynie w obwodzie grodzieńskim skazał szefa nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Mieczysława Jaśkiewicza na grzywnę w wysokości 4 mln rubli białoruskich (1,5 tys. zł), a prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK w tym kraju Weronikę Sebastianowicz na 2,5 mln (900 zł).
Uznano ich za winnych złamania zasad przeprowadzania zgromadzeń masowych, gdyż nie uzyskali zgody władz na organizowaną przez siebie akcję.
Chodzi o wydarzenie z 12 maja tego roku, kiedy to ZPB ustawił we wsi Raczkowszczyzna w obwodzie grodzieńskim krzyż upamiętniający ostatniego dowódcę AK połączonych sił Szczuczyn-Lida, Anatola Radziwonika, ps. Olech, który wraz z oddziałem zginął w walkach z NKWD w 1949 roku. Na uroczystości było ponad 100 osób, w tym Sebastianowicz, kilku innych byłych żołnierzy AK oraz konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz.
"Politycznie podtrzymujemy nasze zdanie, że tego typu sprawy przypominają represje z mrocznych czasów dyktatur komunistycznych. Jeszcze raz apelujemy do Białorusi, aby prawo mniejszości narodowych do kultywowania swojej tożsamości i historii było respektowane, tak jak jest respektowane w całej Europie, w tym w Polsce" - powiedział PAP Bosacki.
Jak podkreślił, "polski konsulat w Grodnie od początku tej smutnej sprawy był w stałym kontakcie, udzielał i udziela wsparcia pani Weronice Sebastianowicz i panu Mieczysławowi Jaśkiewiczowi".
Na środową rozprawę przybyło kilkudziesięciu działaczy mniejszości polskiej, działacze praw człowieka, dziennikarze oraz konsul polski z Grodna Adam Chmura.
Jaśkiewicz podkreślał, że krzyż postawiono na terenie prywatnym, a jego właściciel wyraził na to zgodę. Podkreślał też, że zebrani uczestniczyli w modlitwie. Po wyroku oświadczył, że uważa za pozytywny skutek procesu to, iż teraz zapewne wszyscy w Szczuczynie wiedzą już, że Radziwonik mieszkał pod Szczuczynem, był przed wojną nauczycielem języka polskiego i zginął za swoją ziemię.
Sebastianowcz powiedziała dziennikarzom, że nie czuje się winna. "Krzyż jest święty i należy się pośmiertnie każdemu człowiekowi, który się narodził" - oznajmiła. W rozmowie z PAP dodała, że cieszy się, iż krzyż upamiętniający Radziwonika i innych AK-owców nadal stoi. "Muszę znaleźć jeszcze brata swojego i też postawić mu krzyż. Do dziś nie wiem, gdzie leży. Też był w AK" - podkreśliła.
Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz szacuje liczbę miejsc upamiętnień żołnierzy AK w swoim okręgu na około 30-40, przy czym czasami są to całe kwatery, a czasami tabliczki na cmentarzach parafialnych czy komunalnych informujące, że w tym miejscu spoczywa żołnierz AK.
Według informacji Sebastianowicz na Białorusi żyje obecnie około 70 byłych żołnierzy AK, starszych ludzi, których większość jest przykuta do łóżek.(PAP)
agy/ par/ mow/