Nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ w poniedziałek ws. rezolucji potępiającej akty przemocy syryjskiego reżimu nie przyniosło przełomu, choć zdaniem części dyplomatów sygnalizuje pewne zbliżenie stanowisk wśród państw Rady.
O nadzwyczajne posiedzenie poprosiły Niemcy po tym, jak organizacje praw człowieka poinformowały, że syryjska armia w niedzielę zabiła w mieście Hama ok. 80 osób, przeciwników reżimu prezydenta Baszara el-Asada.
Podczas godzinnego spotkania za zamkniętymi drzwiami nie osiągnięto porozumienia - członkowie Rady nie zdecydowali, czy poprzeć proponowany już w czerwcu projekt rezolucji, wspierany przez Zachód, czy też wypracować "mniej wiążące porozumienie" - pisze Reuters.
Sprzeciw wobec projektu rezolucji zapowiadali wcześniej stali członkowie, obdarzeni prawem weta i utrzymujący kontakty z Damaszkiem: Rosja i Chiny, a także: Brazylia, Indie, Liban i RPA.
Zdaniem krytyków projektu, podobnie jak w przypadku Libii rezolucja potępiająca syryjski reżim mogłaby stać się pierwszym krokiem do zbrojnej interwencji. Takiej interpretacji sprzeciwiła się ambasador USA przy ONZ Susan Rice mówiąc, że w rezolucji nie ma o tym mowy.
Na posiedzeniu w poniedziałek przemówili wszyscy członkowie Rady, ostatecznie dyskusję przesunięto na wtorek - powiedzieli dyplomaci.
Zdaniem ambasadora Rosji przy ONZ Witalija Czurkina, widać podstawy dla "pozytywnej reakcji Rady (...) choćby jutro", jednak uchwalenie rezolucji byłoby "dość przesadne". Oficjalne oświadczenie apelujące o zakończenie przemocy i pokojowe rozwiązanie polityczne konfliktu "wystarczyłoby" - powiedział.
Według syryjskich obrońców praw człowieka z rąk służb bezpieczeństwa w całym kraju śmierć poniosło w niedzielę ok. 120 osób, a od wybuchu w połowie marca demonstracji przeciwko Asadowi zginęło w Syrii co najmniej 1600 ludzi. (PAP)
akl/
9507560 arch.