Niemiecki polityk Thilo Sarrazin, który rok temu wywołał w Niemczech skandal krytyczną wobec muzułmańskich imigrantów książką, został wyproszony z tureckiej restauracji i zmuszony do przerwania spaceru po wielokulturowej berlińskiej dzielnicy Kreuzberg.
"Sarrazin wynocha z Kreuzbergu!", "Wynoś się!" - skandowały grupy demonstrantów, gdy Sarrazin w towarzystwie ekipy telewizji ZDF przechadzał się w zeszłym tygodniu po dzielnicy licznie zamieszkanej przez tureckich imigrantów. Według relacji mediów kontrowersyjnego polityka wyzywano od "nazisty" i "rasisty".
Został on również wyproszony z popularnej tureckiej restauracji. Kelner z lokalu Mehmet Ozcan tłumaczył w rozmowie z wtorkowym dziennikiem "Sueddeutsche Zeitung", że wobec demonstracji obawiał się jedynie o bezpieczeństwo Sarrazina oraz innych gości. "Nie mógłbym nic zrobić, gdyby jakiś wariat w końcu rzucił kamieniem" - powiedział kelner.
Sarrazin wyjaśniał zaś, że chciał jedynie spokojnie porozmawiać w mieszkańcami wielokulturowej dzielnicy.
Blisko rok temu do księgarń w Niemczech trafiła kontrowersyjna książka autorstwa Sarrazina, socjaldemokraty i wówczas jeszcze członka zarządu niemieckiego banku centralnego, pt. "Deutschland schafft sich ab" ("Niemcy likwidują się same"). Zarzuca w niej imigrantom z państw muzułmańskich, że tworzą "równoległe społeczeństwo" oraz przysparzają państwu więcej kosztów socjalnych, niż wart jest ich wkład w rozwój gospodarki. Według niego duża liczba niewykształconych imigrantów z państw muzułmańskich wpływa na obniżenie średniego poziomu inteligencji w niemieckim społeczeństwie.
Książka wywołała w Niemczech burzę. Sarrazin został nakłoniony do rezygnacji z zasiadania w zarządzie Bundesbanku. Jego tezy potępili czołowi politycy, w tym kanclerz Angela Merkel.
W obliczu poglądów Sarrazina złość muzułmanów z Kreuzberga jest zrozumiała - skomentował incydent w berlińskiej dzielnicy polityk Zielonych Hans-Christian Stroebele. Dodał jednak, że wyzwiska nie są dobrą metodą dyskusji.
Również partyjny kolega Sarrazina, burmistrz dzielnicy Neukoelln, także licznie zamieszkanej przez imigrantów, Hainz Buschkowsky ocenił w dzienniku "Bild", że nazywanie kogoś "nazistą" czy "rasistą" nie świadczy o "politycznej dojrzałości społeczności Kreuzbergu", ale o " triumfie psychologicznego terroru i władzy ulicznego motłochu".
Z kolei Towarzystwo Tureckie Berlina i Brandenburgii (TBB) uznało wyprawę Sarrazina na Kreuzberg za "prowokację". "Jeśli ktoś taki pojawia się z ekipą telewizyjną, aby rzekomo prowadzić dialog kulturowy, to prawdopodobnie chce wkrótce opublikować nową książkę" - oświadczył rzecznik TBB Hilmi Kaya Turan, cytowany w relacjach mediów.
Tymczasem Niemiecka Rada Kultury zarzuciła dziennikarzom telewizyjnego magazyny kulturalnego "Aspekte", że w istocie zainscenizowali awanturę na Kreuzbergu, która była do przewidzenia. Redakcja odpiera oskarżenia i tłumaczy, że chodziło o próbę doprowadzenia do dialogu między Sarrazinem a społecznością imigrantów i realizację materiału, ukazującego portret kontrowersyjnego autora, rok po publikacji jego książki. Realizację reportażu powierzono zresztą dziennikarce o tureckich korzeniach.
Z Berlina Anna Widzyk (PAP)
awi/ kar/