Niemiecka kanclerz Angela Merkel potępiła w czwartek podpalaczy samochodów, którzy terroryzują Berlin. "Co to za zachowanie, gdy ludzkie życie z zimną krwią naraża się na niebezpieczeństwo" - powiedziała.
Zdaniem kanclerz niemieckie miasta są wprawdzie dalekie od zamieszek, do jakich doszło niedawno w Wielkiej Brytanii. Wskazała jednak, że w Berlinie wandale podpalają nie tylko samochody, lecz nawet wózki dziecięce, pozostawione na korytarzach domów. "To niebezpieczne" - powiedziała Merkel podczas uroczystości w Wiesbaden z okazji 60-lecia istnienia Federalnego Urzędu Kryminalnego.
"Dlatego tak ważne jest, by okazać siłom bezpieczeństwa publiczne poparcie. O to zabiega rząd federalny" - zapewniła.
W Berlinie nie ustaje plaga podpaleń samochodów. W nocy ze środy na czwartek spłonęło dziewięć pojazdów, głównie w mieszczańskiej dzielnicy Charlottenburg. Od poniedziałku wandale zniszczyli ponad 40 pojazdów.
Policja wzmocniła patrole, lecz jest bezradna wobec podpalaczy. Ich celem są często drogie mercedesy i BMW, ale płoną także tańsze auta, które nie mogłyby uchodzić za symbol luksusu. Dlatego coraz rzadziej mówi się o politycznych motywach podpaleń, które dotychczas uważano za formę protestów lewackich grup przeciwko kapitalizmowi oraz gentryfikacji uboższych dzielnic miasta.
W czwartkowym wystąpieniu Merkel ostrzegła również przed zagrożeniem ze strony międzynarodowych grup terrorystycznych i wezwała do zachowania trwałej czujności. "Dzisiejszy terroryzm ma wiele twarzy" - powiedziała. Zdaniem Merkel zamachy w USA z 11 września 2001 r. nadały problemowi terroryzmu nowy wymiar i zmieniły ocenę zagrożenia.
"Choć wiele robimy, by zapobiec zamachom, to absolutne bezpieczeństwo nie jest możliwe - przyznała. - Jednak będziemy bronić naszych wolności przed przemocą i ekstremizmem z każdej strony".
Z Berlina Anna Widzyk (PAP)
awi/ mc/