Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Norwegia: Przed szpitalem w Oslo bliscy ofiar wspominają masakrę

0
Podziel się:

Pięć dni po podwójnym zamachu w Norwegii przed szpitalem Ullevaal w
Oslo, gdzie nadal przebywają niektórzy ranni, wciąż palą się świece, a ludzie składają kwiaty, by
uczcić pamięć zabitych. Ci, którzy przeżyli, i ich bliscy opowiadają wstrząsające historie.

Pięć dni po podwójnym zamachu w Norwegii przed szpitalem Ullevaal w Oslo, gdzie nadal przebywają niektórzy ranni, wciąż palą się świece, a ludzie składają kwiaty, by uczcić pamięć zabitych. Ci, którzy przeżyli, i ich bliscy opowiadają wstrząsające historie.

17-letnia córka Bengta Erika Iversena w czwartek wyjdzie ze szpitala. W dniu dramatu na wyspie Utoya mężczyzna zadzwonił do córki, by poinformować ją o zamachu bombowym w centrum Oslo, w którym zginęło osiem osób. "Chwilę później dostałem SMS-a o treści: +Zadzwoń+" - opowiada.

"Córka powiedziała tylko: +coś się tu dzieje, są strzały. Myślę, że zostałam postrzelona w nogę, lekko mnie boli+. Potem się rozłączyła" - relacjonuje ojciec.

"To było straszne. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbierała" - opowiada. Dopiero półtorej godziny później 17-latka skontaktowała się z rodzicami. Udało jej się dopłynąć do brzegu i była bezpieczna.

"Zawsze bardzo dobrze pływała. Mogła pomóc innej dziewczynie. Razem przepłynęły ok. 800 metrów w lodowatej wodzie" - wyjaśnia ojciec. Dodaje: "Córka opowiadała, że biegła, a wokół latały kule".

Kula jedynie drasnęła łydkę nastolatki. "Mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale na razie jest zbyt wcześnie" - mówi Bengt Erik Iversen.

15-letni Jo Granli Kallset, którego dziewczyna została ranna na Utoya, wspominając piątkowe wydarzenia na wyspie mówi: "Wszyscy wokół mnie umierali".

"To było straszne, byliśmy śledzeni" - opowiada Jo, wyjaśniając, że sprawca miał przy sobie "policyjny sprzęt, walkie-talkie, broń, po prostu wszystko".

Gdy 32-letni Anders Behring Breivik zbliżył się do nich i powiedział, że jest policjantem, a niedaleko znajduje się łódź, młody człowiek zareagował mówiąc: "Cześć, tu jesteśmy". "Dwie sekundy później mężczyzna zaczął strzelać w skałę, która była przede mną. Wskoczyłem do wody" - wspomina młody człowiek, który nie odniósł obrażeń.

Kolejnym świadectwem dramatycznych wydarzeń jest wymiana SMS-ów między 16-letnią Julie, która także uczestniczyła w obozie młodzieżówki Partii Pracy, a jej mamą Marianne Bremnes.

"Byłam przerażona. Nie było mnie tam przy niej i nie mogłam jej pomóc. Poprosiłam, żeby wysyłała mi wiadomości, jakiś znak życia, co 5 minut. Nie wiedziałam, co innego mogę zrobić" - mówi matka.

Ponad półtorej godziny utrzymywała kontakt z córką, wymieniając informacje za pośrednictwem telefonów komórkowych. Dziewczyna relacjonowała mamie, gdzie się znajduje, oraz pytała o to, kiedy na wyspie pojawi się prawdziwa policja i pomoże uwięzionym ludziom.

"Mamo, niech policja się pospieszy, ludzie tu umierają" - to jedna z wiadomości, jakie odebrała w piątek po południu Bremnes.

Matka podtrzymywała Julie na duchu i zapewniała, że policja jest już w drodze. Kiedy dostała od córki SMS-a, że "policja już tu jest", w odpowiedzi ostrzegła ją, żeby jeszcze nie wychodziła z kryjówki, ponieważ ten, kto strzela, ma na sobie mundur policjanta.

W pewnym momencie nastolatka usłyszała helikopter. Dziewczyna wyszła na chwilę spod skał, gdzie się ukrywała, i zamachała różowym płaszczem przeciwdeszczowym, żeby zwrócić na siebie uwagę. Okazało się jednak, że to jeszcze nie ekipa ratunkowa, tylko reporterzy filmujący masakrę.

"Gdyby Julie była w innym miejscu, mogłaby zginąć. Policji jeszcze wtedy nie było na miejscu, a on ciągle strzelał" - dodaje jej matka.

"Moim zdaniem, media nie powinny były interweniować, dopóki na miejscu nie pojawiła się policja" - powiedziała Bremnes. "Powinny istnieć jakieś etyczne wskazówki, które mówiłyby dziennikarzom, jak mają się zachowywać" - oceniła, dodając, że rozumie to, jak "ważną rolę ogrywają media".

Na podstawie informacji z telewizji pani Bremnes dała córce znać, gdy Breivik został schwytany.

Wkrótce po tym Julie zadzwoniła do mamy już z pokładu łódki ratunkowej. Spotkały się następnego wieczoru, kiedy nastolatka z grupą innych ocalałych wróciła do domu na północy Norwegii.

Dziewczynka straciła w zamachu pięciu znajomych. Jej mama powiedziała, że choć Julie jest "twardą dziewczyną", to "martwi się o przyszłość". Jakoś się trzyma, ale nie wiem jakie będą konsekwencje tego, co przeżyła - dodała Bremnes.

W piątkowym podwójnym zamachu terrorystycznym, do którego przyznał się Breivik, śmierć poniosło 76 osób. Na wyspie Utoya, gdzie odbywał się obóz młodzieżówki współrządzącej Partii Pracy, zastrzelonych zostało 68 osób, a osiem poniosło śmierć w ataku bombowym w Oslo.(PAP)

jhp/ leo/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)