Rząd chce, aby Sejm przegłosował najpierw rządowy projekt ustawy ratyfikacyjnej. Jeśli ten nie uzyska wymaganej większości to dojdzie do referendum - powiedział dziennikarzom w Sejmie sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Sławomir Nowak.
Sekretarz stanu Rafał Grupiński zaprzeczył jakoby rząd planował wycofać z dalszych prac sejmowych projekt ustawy ratyfikacyjnej.
Ani Nowak, ani Grupiński nie chcieli wypowiadać się na temat przebiegu wtorkowego spotkania w Sejmie, w którym uczestniczyli m.in. premier Donald Tusk, wicepremier Waldemar Pawlak i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Na godz. 14 zapowiedziano konferencję prasową szefa rządu.
Nowak pytany o prezydencki projekt ustawy ratyfikacyjnej powiedział, że jest to "w zdecydowanej większości ten projekt, który pokazywało PiS w swojej poprawce do ustawy ratyfikacyjnej".
Dziennikarze pytali Nowaka i Grupińskiego (obaj odpowiadali w ostatnich wyborach za przekaz medialny Platformy) co sądzą o poniedziałkowym wystąpieniu telewizyjnym prezydenta.
Lech Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że w najbliższym czasie wystąpi z własnym projektem ustawy ratyfikacyjnej, "gwarantującej nienaruszalność dobrych dla kraju zapisów Traktatu z Lizbony". W wystąpieniu wyemitowanym w TVP, L. Kaczyński zaznaczył, że ustawa, jaką zamierza zaproponować, będzie wymagać "zgody narodowej dla jakiejkolwiek zmiany w jej zapisach".
Fragmentom wystąpienia prezydenta towarzyszyła muzyka z filmu "Polskie drogi". Wystąpienie było także przeplatane archiwalnymi zdjęciami z ubiegłorocznych szczytów UE, wykresami; pokazano także zdjęcia ze ślubu homoseksualistów i czarno-białą, przedwojenną mapę Niemiec, obejmującą część Polski.
Nowak podkreślił "niejasność co do praw autorskich", w związku z wykorzystaniem muzyki z "Polskich dróg".
"W tym orędziu wisiała, nie wiem dlaczego flaga Indonezji, a nie flaga Polski, a autorzy (nagrania) chyba nie wiedzą, że Toronto nie leży w Europie, bo (...) pokazano akt prawny (akt małżeństwa homoseksualnego - PAP) z Toronto a nie z Europy" - wyliczał Nowak.
Grupiński mówił z kolei, że liczył na to, że wystąpienie prezydenta będzie "tłumaczyło sytuację, a nie ją podbijało i budziło napięcie". Dodał, że żal mu, iż muzyka Andrzeja Kurylewicza "została wplątana w tego rodzaju przekaz".
"Treść przekazu wskazuje wyraźnie, że prezydent odwraca się plecami do Europy. Odniosłem takie wrażenie i uważam, że byłoby to bardzo, bardzo niedobre dla Polski, gdyby głowa państwa w ten sposób nagle zmieniała front i zwracała się przeciwko ratyfikacji Traktatu, który sam prezydent wynegocjował" - powiedział Grupiński.
"Mamy tu do czynienia z czymś, co można by nazwać swoistego rodzaju schizofrenią w zachowaniu, mówię generalnie o Prawie i Sprawiedliwości. Nie można jednocześnie mówić, że chce się ratyfikacji Traktatu i mnożyć codziennie przeszkody, które nie pozwalają tej ratyfikacji przeprowadzić. To nielogiczne. (...) To nie było orędzie, ale klip przedwyborczy" - dodał.
Marszałek Bronisław Komorowski pytany przez dziennikarzy, czy poniedziałkowe orędzie to początek kampanii prezydenckiej, odparł, że "przyjął je z mieszanymi uczuciami".
"Za plecami prezydenta była flaga Polski i Unii, ale wszystkie ilustracje przypominały mi sposób mówienia o Wspólnocie rodem z Ligi Polskich Rodzin, z czasów referendum o polskie uczestnictwo" - powiedział. "To ta sama niechęć" - ocenił. (PAP)
laz/ lug/ la/ mow/