Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Obama przeciw pochopnej wojnie z Iranem i interwencji w Syrii

0
Podziel się:

Prezydent USA Barack Obama powtórzył we wtorek, że jest przeciwny
jednostronnej akcji zbrojnej Izraela przeciw Iranowi. Wyraził też przekonanie, że reżim prezydenta
Baszara el-Asada w Syrii upadnie bez potrzeby międzynarodowej interwencji wojskowej.

Prezydent USA Barack Obama powtórzył we wtorek, że jest przeciwny jednostronnej akcji zbrojnej Izraela przeciw Iranowi. Wyraził też przekonanie, że reżim prezydenta Baszara el-Asada w Syrii upadnie bez potrzeby międzynarodowej interwencji wojskowej.

Na konferencji prasowej w Białym Domu Obama ponownie podkreślił, że w konflikcie z Iranem na tle jego programu nuklearnego trzeba dać szansę sankcjom i dyplomacji.

"Bezprecedensowe, osłabiające Iran sankcje działają, Iran odczuwa ich skutki. Nie zgadzamy się, by Iran wszedł w posiadanie broni atomowej, bo uruchomiłoby to nuklearny wyścig zbrojeń w regionie i grozi wpadnięciem tej broni w ręce terrorystów. Na tym etapie jednak mamy jeszcze okazję rozwiązać to w drodze dyplomatycznej" - powiedział. Dodał, że "jest to także pogląd wywiadu izraelskiego".

"Ponieważ sankcje działają i będą ostrzejsze w najbliższych miesiącach, i uderzą w irański przemysł naftowy, leży w głębokim wspólnym interesie USA i całej społeczności międzynarodowej, by problem rozwiązać w sposób pokojowy" - podkreślił.

Konferencja odbyła się nazajutrz po spotkaniu prezydenta z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu, który powiedział, że jego kraj "zastrzega sobie prawo do suwerennej decyzji" w sprawie konfliktu z Iranem.

Zapytany o wynik rozmowy z premierem, Obama oświadczył, że nie będzie ujawniać szczegółów, ale dał do zrozumienia, że przekonywał go do powstrzymania się przed jednostronną akcją.

"Izrael jest suwerennym krajem, który sam podejmuje decyzje odnośnie do swego bezpieczeństwa. Między naszymi krajami istnieje nierozerwalna więź, ale cechą takich stosunków jest, że się udziela przyjacielowi szczerej rady" - powiedział.

"Jeżeli akcja (zbrojna) byłaby podjęta przedwcześnie, wynikną z tego konsekwencje także dla USA" - dodał.

Obama ostro skrytykował republikańskich polityków, którzy zarzucają mu zbyt miękką linię wobec Iranu, oskarżają o zaniedbywanie interesów bezpieczeństwa Izraela i sugerują zbombardowanie irańskich instalacji nuklearnych, zanim Iran zbuduje broń atomową.

"Ci ludzie nie ponoszą odpowiedzialności za to, co mówią. Nie są naczelnymi wodzami (jak prezydent - PAP). Łatwo im przychodzi mówić o wojnie. Jest w tym więcej polityki niż propozycji realnego rozwiązania problemu" - mówił.

"Jeżeli wzywają do wojny, niech powiedzą to jasno. Niech wyjaśnią narodowi amerykańskiemu, jakie będą tego koszty. Inaczej to tylko czcza gadanina" - oświadczył.

Obama wielokrotnie podkreślał, że "nie wyklucza opcji militarnej" wobec Iranu.

Poproszony o skomentowanie apeli o zbrojną interwencję w Syrii, prezydent stanowczo się jej sprzeciwił.

"To, co się dzieje w Syrii, jest oburzające. Postępowanie prezydenta (Baszara) el-Asada jest nie do usprawiedliwienia. Z drugiej strony jednak podjęcie przez nas akcji zbrojnej byłoby błędem" - ocenił.

Obama odrzucił analogie z Libią, gdzie interwencja NATO pomogła powstańcom w obaleniu reżimu Muammara Kadafiego.

"W Libii był pełny mandat ONZ do takiej akcji i wiedzieliśmy, że możemy ją skutecznie przeprowadzić" - wyjaśnił.

Dodał, że będzie się kontynuować międzynarodową presję na reżim syryjski, i wyraził przekonanie, że Asad straci władzę. "Nie jest kwestią, czy odejdzie on ze stanowiska, tylko kiedy. Ten dyktator ostatecznie upadnie. Błędem jest jednak sądzić, że jedynym sposobem doprowadzenia do tego jest akcja wojskowa" - oświadczył.

Obama mówił także o tym, że USA są zaangażowane w długotrwałe kontakty z Afganistanem, lecz nie zamierzają przedłużać swej obecności wojskowej w tym kraju dłużej, niż to konieczne. Oświadczył, że akty przemocy, do których doszło po spaleniu przez amerykańskich żołnierzy egzemplarzy Koranu w natowskiej bazie wojskowej w lutym, to wskazówka, że obecnie nadszedł czas na przekazanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo Afgańczykom.

Na konferencji padały też pytania o sprawy krajowe - zwyżkę cen benzyny, perspektywy reformy imigracyjnej oraz kontrowersje wokół wulgarnej wypowiedzi konserwatywnego komentatora Rusha Limbaugh o studentce, która broni liberalnej polityki rządu w sprawie finansowania antykoncepcji.

Obama nie chciał potwierdzić, że przeniesienie szczytu G8 z Chicago, gdzie był planowany, do Camp David podyktowane było względami bezpieczeństwa i obawą przed ulicznymi protestami ruchu "Occupy".

Ponieważ konferencję z prezydentem zorganizowano w dniu prawyborów republikańskich w 10 stanach, pojawiły się komentarze, że chce on w ten sposób odwrócić uwagę od swych rywali w tegorocznych wyborach.

Zapytany, co powiedziałby głównemu kandydatowi do nominacji prezydenckiej w GOP Mittowi Romneyowi, który ostro krytykuje jego politykę, Obama odpowiedział krótko: "Życzę mu powodzenia dziś wieczorem".

Zebrani w Białym Domu dziennikarze skwitowali to śmiechem.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)

tzal/ mmp/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)