Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Od 2 do 4 lat więzienia żąda prokurator dla b.prezesów stoczni szczecińskiej

0
Podziel się:

(dochodzi informacja prokuratora o żądaniu dodatkowej kary)

(dochodzi informacja prokuratora o żądaniu dodatkowej kary)

10.3.Szczecin (PAP) - Kar od 2 do 4 lat pozbawienia wolności oraz wysokich grzywien zażądał prokurator w poniedziałek w procesie siedmiu b. członków zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding, oskarżonych o narażenie przedsiębiorstwa na ponad 60 mln zł strat.

Obrona wnosi o uniewinnienie. Proces toczy się od jesieni 2004 roku przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. Na czwartek zaplanowano kolejne wystąpienia stron.

Po cztery lata więzienia oraz kary grzywien w wysokości po 240 tys. zł chce prokurator dla byłego prezesa holdingu Krzysztofa Piotrowskiego i jednego z członków zarządu firmy Ryszarda Kwidzińskiego. Dla kolejnych dwóch członków zarządu: Zbigniewa Gąsiora i Grzegorza Huszcza prokuratura żąda kar po 3,5 roku więzienia oraz po 125 tys. zł grzywny.

Kar trzech lat więzienia zażądał prokurator dla Andrzeja Żarnocha i Arkadiusza Goja, także członków zarządu. Prokuratura chce też, by każdy z nich zapłacił grzywnę w wysokości 100 tys. zł.

Prokurator zażądał wymierzenia sześciu oskarżonym jeszcze dodatkowej kary. Chodzi o zakaz zasiadania b. prezesów w spółkach prawa cywilnego i handlowego przez okres sześciu lat. Oskarżenie wnosi także o obciążenie ich kosztami procesowymi.

Prokuratura dużo łagodniej zamierza potraktować siódmego z członków byłego zarządu - Marka Tałasiewicza, dla którego zaproponowała karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata oraz karę grzywny w wysokości 54 tys. zł.

Wszyscy oskarżeni jeszcze w dniu rozpoczęcia procesu, jesienią 2004 roku, wyrazili zgodę na upublicznienie danych osobowych.

Jak zaznaczył w poniedziałek w mowie końcowej prokurator Sławomir Zajler z Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu, w przypadku Tałasiewicza dowody nie potwierdzają jego działania umyślnego, a wyjaśnienia oskarżonego można uznać za wiarygodne. Jest to jedyny członek byłego kierownictwa holdingu, który nie był udziałowcem Grupy Przemysłowej, nie był zapraszany ani informowany o spotkaniach, nie miał też wiedzy o planach Grupy.

"Brak jest jednoznacznych dowodów świadczących o działaniu umyślnym lub winie, ale mając na względzie fakt, że Tałasiewicz zasiadał w zarządzie stoczni i uczestniczył w podejmowaniu niektórych uchwał, można mówić o jego winie nieumyślnej" - uzasadniał prokurator.

W stosunku do pozostałych sześciu oskarżonych prokuratura uznała, że utworzona przez nich spółka menedżerska pod nazwą Grupa Przemysłowa nie była spółką non profit i działała dla zysku. Osiągała go, m.in. pośrednicząc w różnych transakcjach dokonywanych w ramach holdingu, jak i pośrednicząc w operacjach kapitałowych z udziałem podmiotów z zewnątrz. Grupa nie miała własnego kapitału, a jej podstawowym źródłem dochodu były zyski uzyskane z pośredniczenia w operacjach finansowych.

Prokurator Zajler kilkakrotnie zwracał uwagę na fakt, że było to "zbędne pośrednictwo", które generowało nadmierne, niepotrzebne koszty, obciążające stocznię. Według prokuratury, działanie GP było "bez wątpienia zaplanowane i opracowane" i strategię tę potem realizowano. GP sprzedawała i nabywała udziały spółek, dokonywała ich przeniesienia i w ten m.in. sposób regulowała swoje pozostałe zobowiązania finansowe.

Prokuratura zakwestionowała podnoszoną w toku śledztwa i w czasie trwania procesu przez b. prezesów tezę o rzekomej groźbie wrogiego przejęcia stoczni. W ocenie prokuratury, zgromadzony materiał dowodowy, w tym zeznania świadków, podważają "istnienie realnego zagrożenia wrogim przejęciem".

Byli prezesi są oskarżeni o narażenie przedsiębiorstwa na ponad 60 mln zł strat. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im od jednego roku do 10 lat więzienia. Przedsiębiorstwo ogłosiło upadłość latem 2002 roku.

W śledztwie żaden z nich nie przyznał się do zarzutów. Wszyscy spędzili w areszcie kilka miesięcy w 2002 roku.

Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu, która zarzuciła byłym prezesom niegospodarność, nadużycie uprawnień i niedopełnienie obowiązków polegające m.in. na braku dbałości o interesy majątkowe Stoczni Szczecińskiej.

W toku śledztwa ustalono, że członkowie byłego zarządu od 1999 do 2000 roku, działając na szkodę Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA, jednocześnie działali na korzyść Grupy Przemysłowej - spółki, do której należało ok. 50 proc. udziału w całym holdingu i której byli udziałowcami.

W czasie gdy holding miał stracić ponad 60 mln zł, Grupa Przemysłowa zarobiła ponad 28 mln zł. Chodziło m.in. o to, że zobowiązania GP regulowano ze środków finansowych stoczni.

Jak ustaliła prokuratura, straty powstały m.in. wskutek zaciągnięcia 48 mln zł kredytu z przeznaczeniem na podniesienie kapitału jednej ze spółek holdingu - Porty Eko-Cynk, co w ocenie prokuratury wyrządziło stoczni szkodę w wysokości kredytu. Jedynym zamiarem było przejęcie tych środków przez Grupę Przemysłową celem zaspokojenia jej zobowiązań finansowych - dowodził w mowie końcowej Zajler.

Krzysztof Piotrowski w dniu rozpoczęcia procesu, w październiku 2004 roku mówił dziennikarzom, że upadłość firmy ogłoszono, mimo że przedsiębiorstwo było już w trakcie postępowania układowego z wierzycielami. Utrzymywał też wtedy, że chodziło o przejęcie całej firmy przez państwo, co miało charakter sprawy politycznej.

Akta sprawy liczą 319 tomów. W procesie zeznawali m.in. b. premier Jan Krzysztof Bielecki, b. minister resortów gospodarczych w kilku rządach SLD-owskich Wiesław Kaczmarek (był ministrem przekształceń własnościowych, gospodarki oraz Skarbu Państwa) oraz b. minister gospodarki Jacek Piechota.

Stocznia Szczecińska Porta Holding SA w październiku 2001 roku utraciła płynność finansową i w marcu 2002 roku wstrzymała produkcję. Na przymusowe urlopy wysłano wtedy ok. 6 tys. pracowników. Latem 2002 r. zarząd firmy złożył wniosek o upadłość.

Przez kilka miesięcy stoczniowcy organizowali wiece i marsze protestacyjne w obronie miejsc pracy. Ich protesty zaowocowały m.in. tym, że państwo zaangażowało się w ratowanie przedsiębiorstwa. Za symboliczną złotówkę jedną ze spółek odkupiła od holdingu państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu, która utworzyła na tej bazie nowy podmiot - Stocznię Szczecińską Nową (SSN). Po ponad dwóch latach starań stocznia w połowie lipca tego roku kupiła część majątku po upadłym holdingu stoczniowym. (PAP)

mgm/ bno/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)