Jeden z czołowych turkmeńskich opozycjonistów Chudaiberdy Orazow zaapelował w piątek do USA, żeby domagały się od władz turkmeńskich przeprowadzenia sprawiedliwych wyborów prezydenckich.
Orazow, przebywający na emigracji były szef Banku Centralnego Turkmenistanu, zapowiedział również, że wystartuje jako kandydat opozycji w zaplanowanych na 11 lutego wyborach, choć jego nazwiska nie będzie na formularzach do głosowania.
Orazow twierdzi, że administracja George'a W. Busha nie odnosiła się wystarczająco krytycznie do zmarłego w grudniu 2006 r. przywódcy Turkmenistanu Saparmurada Nijazowa. Turkmenistan posiada bowiem bogate zasoby gazu ziemnego i graniczy z Afganistanem, będącym strategicznym frontem w walce USA z terroryzmem. Orazow pragnie jednak, aby tym razem Waszyngton wyraźnie zasygnalizował, że "nie zaakceptuje kolejnego dyktatora w zamian za gaz". Pomoc Zachodu - powiedział turkmeński dysydent - jest konieczna do położenia kresu autorytarnym rządom w Turkmenistanie.
"Zademonstrujcie, że prawa człowieka oraz wolności obywatelskie nie są dla was jedynie abstrakcyjną koncepcją i że jesteście gotowi o nie walczyć nie tylko tam, gdzie jest to wygodne, ale gdziekolwiek zachodzi taka potrzeba" - apelował przez wideofon do audytorium zebranego w amerykańskiej Fundacji Carnegie przebywający w Niemczech Orazow.
W grudniu 2006 r. zmarł rządzący Turkmenistanem przez 21 lat Saparmurad Nijazow, nie wyznaczając swojego następcy. W zaplanowanych na 11 lutego wyborach najważniejszym kandydatem jest obecny p.o. prezydenta wicepremier Kurbanguły Berdymuchammedow.(PAP)
gsi/
8145