Pozew PO w związku ze spotem PiS pt. "Kolesie" nie powinien być rozpatrywany w trybie wyborczym - przekonywał w czwartek przed Sądem Okręgowym w Warszawie pełnomocnik Prawa i Sprawiedliwości Jacek Trela.
Argumentował, że nie jest to spot wyborczy w rozumieniu ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Trela mówił, że zawarta w spocie informacja, że jest on finansowany przez komitet wyborczy PiS, nie czyni go materiałem wyborczym.
Platforma odrzuca ten argument i przekonuje, że każda forma agitacji w okresie kampanii wyborczej jest materiałem wyborczym.
Odnosząc się do treści spotu reprezentująca PO Elżbieta Kosińska- Kozak podkreślała, że rząd w żaden sposób nie wpływał na kontrakt, jaki zawarła firma, w której udziały miał senator Tomasz Misiak, a padająca w spocie kwota 48 milionów złotych jest "ewentualnym maksymalnym wynagrodzeniem" do podziału między dwie firmy, spośród których firma związana z Misiakiem uzyskałaby znacząco mniej niż jej partner w konsorcjum.
Pełnomocnik PiS podkreślił natomiast, że kwota 48 milionów pochodzi z doniesień medialnych. Tymczasem lektor w spocie mówił, że "rząd załatwił firmie Misiaka zlecenie na grube miliony".
Trela przyznał, informacja, że to rząd załatwił zlecenie dla firmy Misiaka, to pewien skrót myślowy, ale - jak dodał - fakt, że Agencja Rozwoju Przemysłu, która zawarła kontrakt z firmą związaną z Misiakiem, jest w stu procentach własnością Skarbu Państwa, uprawnia twierdzenie o udziale rządu w całej sprawie.
Podobnie w dwóch innych przypadkach ze spotu PiS skarżonego przez PO Trela zastrzegał, że konkretne kwoty pochodzą z doniesień medialnych; uznał, że nie jest przesadą twierdzenie lektora w spocie, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz "przyznaje swoim ludziom gigantyczne nagrody".
Kosińska-Kozak podkreślała, że na koniec I kwartału wypłacono pracownikom warszawskiego ratusza 13 milionów złotych, dlatego - jej zdaniem - nieuprawione jest twierdzenie o 58 milionach; zaznaczyła, że nagrody dostali niemal wszyscy pracownicy ratusza, a nie ludzie związani z prezydent Warszawy.
Podkreśliła też, że żona ministra skarbu Aleksandra Grada nie jest udziałowcem firmy Geodezyjno-Projektowej MGGP, o której media pisały, że wygrywa przetargi organizowane przez agencje rządowe i spółki Skarbu Państwa. Pełnomocnik PiS twierdzi z kolei, że Małgorzata Grad jest udziałowcem spółki komandytowej, która ma udziały w spółce Geodezyjno-Projektowej MGGP.
PO oprotestowała też jako nieprawdziwe twierdzenie, że rząd zwalnia stoczniowców; przedstawiciel PiS twierdzi z kolei, że skoro rząd likwiduje stocznie, to oczywistym jest, że w ten sposób zwalnia stoczniowców. (PAP)
laz/ mrr/ mok/ gma/