Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Piskorski ze spokojem czeka na decyzję sądu ws. władz SD

0
Podziel się:

Szef Stronnictwa Demokratycznego Paweł Piskorski powiedział we wtorek, że
ze spokojem czeka na decyzję sądu rejestrowego, która ma dotyczyć zmian we władzach SD.

Szef Stronnictwa Demokratycznego Paweł Piskorski powiedział we wtorek, że ze spokojem czeka na decyzję sądu rejestrowego, która ma dotyczyć zmian we władzach SD.

"W żadne dywagacje, które są szkodliwe dla Stronnictwa i jednocześnie powodują, że narasta wrażenie kłótni nie będę się wdawał" - powiedział Piskorski na konferencji prasowej, pytany o konflikt w SD. Dodał, że to grupa działaczy SD z nim związana działa zgodnie z prawem.

W sobotę członkowie partii sprzeciwiający się polityce prowadzonej przez Piskorskiego zwołali nadzwyczajny kongres SD, który odwołał Piskorskiego ze stanowiska szefa partii. Jednocześnie, obradująca tego samego dnia Rada Naczelna zdecydowała, że obowiązki przewodniczącego obejmie szef Rady Krzysztof Góralczyk. Góralczyk zapowiedział, że w tym tygodniu złoży wniosek do Sądu Okręgowego w Warszawie, by wykreślił z rejestru Piskorskiego, jako szefa SD oraz wpisał nowego sekretarza generalnego i skarbnika.

Obie strony konfliktu już wcześniej złożyły do sądu wnioski. Piskorski wnioskował o wpisanie do rejestru partii nowych członków władz wybranych na przełomie października i listopada na posiedzeniu Rady Naczelnej oraz na nadzwyczajnym kongresie, czyli skarbnika Piotra Krośnickiego oraz szefa Rady Waldemara Prusaka. Natomiast grupa związana z Góralczykiem, złożyła wniosek by sąd nie dokonywał żadnych zmian we władzach partii.

Sąd zdecydował, że oponenci Piskorskiego nie mogą być uznani za stronę w postępowaniu o dokonanie wpisu nowych władz SD, ale wyrok nie jest prawomocny - poinformowała w piątek PAP sekcja prasowa sądu okręgowego. Jednocześnie sąd ze względu na braki formalne wezwał Piskorskiego do uzupełnienia wniosku.

Piskorski poinformował też we wtorek o pozytywnym dla niego wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który nie zakwestionował umowy zawartej przez niego w 1997 roku z antykwariuszem. Jak mówił, ta sprawa - sprzedaży przez niego antyków i uzyskanego w ten sposób majątku - była często podnoszona przez jego przeciwników politycznych i miała być dowodem na niejasności związane z pochodzeniem jego majątku.

"Na szczęście dzisiejsza decyzja sądu, który przyznał mi rację, przecina te sprawę. Sąd uznał, że nie ma przesłanek, które mogłyby kwestionować tę umowę" - powiedział Piskorski. Jak dodał, "to była umowa od której zapłacił podatek i pieniądze wpłacił na konto bankowe".

Piskorski odniósł się także do informacji m.in. "Rzeczpospolitej", która napisała we wtorek, że wiceszefowa Urzędu Skarbowego Warszawa-Wola Danuta N. miała sfałszować dwa dokumenty kluczowe dla Piskorskiego - dzięki temu fiskus zrezygnował z badania kontrowersyjnego zaświadczenia polityka o jego wygranej (4 mld 950 mln starych złotych) w gdańskim kasynie Jackpol w 1992 roku.

Rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Mateusz Martyniuk powiedział PAP, że w listopadzie br. postawiono zarzuty podrobienia dokumentu zastępcy naczelnika urzędu skarbowego Warszawa-Wola Danucie N. a wcześniej, na początku roku, taki sam zarzut usłyszała jej podwładna Janina L. Nie chciał ujawnić szczegółów śledztwa.

"Jestem tą sprawą zdumiony, bardzo współczuje tej osobie. Mam wrażenie, że jej nie znam, chociaż może w trakcie postępowań sprawdzających się z nią spotkałem" - powiedział Piskorski. Podkreślił, że jest zdziwiony, iż dotyczy to pracownika w urzędzie na Woli, ponieważ ta sprawa była badana w 1996 roku przez urząd Śródmieście.

"Jestem jak najgorszej myśli o takiej procedurze, która w tej chwili ma miejsce, a mianowicie o sytuacji, w której urzędnik po wielu latach (...) za jakieś swoje rzekome zaniechanie, czy niepostawienie zarzutu, czy niewyjaśnienie jakiejś sprawy (...) jest karany, stawiane są mu jakieś zarzuty, a nikt w polskich urzędach skarbowych, nie stawia zarzutów urzędnikom za to, że postawili fałszywe oskarżenia" - mówił.

Piskorski powiedział też, że "argumenty przywoływane w artykułach i rzekome fakty (dotyczące sposobu jego wygranej w kasynie) są kłamstwem". Jak zaznaczył, nie wie skąd wzięły się wyliczenia mówiące o tym, że aby wygrać 500 tys. nowych złotych musiał 138 razy rozbić bank. "Prawdopodobnie biorą się z tego, że ktoś uznał, iż były jakieś limity w grze. Ja tego nie pamiętam. Pamiętam, że gra była przerywana i konsultowana z kierownikiem kasyna, czy może się toczyć dalej" - powiedział Piskorski.

"Rz" napisała, że dyrektor kasyna stwierdził, że "prawie 5 mld starych złotych - jak przedstawiał to Piskorski - nie można było zdobyć", bo "trzeba byłoby wygrać z rzędu 138 gier i to przy założeniu, że za każdym razem rozbija się bank". (PAP)

joko/ mok/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)