*Pogrzeb 49-letniego Wenezuelczyka Franklina Brito, który zmarł po półrocznej głodówce podjętej na znak protestu po odebraniu mu przez rząd 300-hektarowego gospodarstwa, przekształcił się w czwartek w demonstrację przeciwko prezydentowi Hugo Chavezowi. *
Przedstawiciele wenezuelskich partii opozycyjnych zgromadzeni po pogrzebie Brito w Caracas na czwartkowym posiedzeniu Stołu Jedności Demokratycznej obciążyli rząd prezydenta Chaveza odpowiedzialnością za jego śmierć.
Domagali się też przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie przez Organizację Państw Amerykańskich (OPA). Przypomnieli, że kiedy Brito zwrócił się ze swoją sprawą do wenezuelskiego ombudsmana, którego tytuł brzmi "rzecznik ludu", ten wydał jedynie opinię, że jego władze umysłowe "są w nie najlepszym stanie", skoro podejmuje głodówkę.
Posiadłość ziemska Franklina Brito została wywłaszczona w 2003 roku. Po kilku latach bezskutecznych zabiegów o jej odzyskanie rozpoczął strajk głodowy. Zabrano go siłą spod siedziby OPA w Caracas, gdzie demonstrował przeciwko wywłaszczeniu, i przewieziono do szpitala wojskowego.
W szpitalu, mimo próśb jego żony, która pozostała z czwórką dzieci bez środków do życia, niezależni lekarze nie mieli dostępu do Brito.
Gdy zmarł w ubiegły poniedziałek, ciało ważyło niespełna 40 kilogramów.
Angela Brito, najstarsza z dzieci zmarłego, powiedziała w piątek dziennikarzom, że lekarz rodziny nie został dopuszczony do udziału w autopsji.
Po śmierci Brito przedstawiciele wenezuelskich kół rządowych twierdzą, że jego protest został "zmanipulowany przez opozycję w celu zaszkodzenia rewolucji".
Nie było jednak reakcji rządu w postaci oficjalnego oświadczenia w sprawie śmierci Brito. (PAP)
ik/ mc/
