Po przesłuchaniu dwóch b. funkcjonariuszy SB, do 29 sierpnia odroczył we wtorek Sąd Okręgowy w Białymstoku ponowny proces lustracyjny posła SLD Eugeniusza Czykwina.
Chce wtedy przesłuchać jeszcze jednego b. funkcjonariusza SB oraz pracownika IPN, a także trzech świadków obrony - dawnych działaczy Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego w Białymstoku, którym przed laty kierował Eugeniusz Czykwin.
IPN twierdzi, że Czykwin złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, bo w archiwach byłych służb bezpieczeństwa w latach 80. ub. wieku figurował - pod dwoma pseudonimami - jako tajny współpracownik (TW). Poseł od lat konsekwentnie współpracy zaprzecza.
Jeden z przesłuchiwanych we wtorek b. funkcjonariuszy SB mówił m.in. o zasadach rejestrowania tajnych współpracowników. Mówił, że m.in. potrzebne było do tego, napisane własnoręcznie przez kandydata na TW, zobowiązanie do współpracy.
Mówił, że po 1989 roku niszczone były teczki agentury w środowisku duchownych a nowych TW nie pozyskiwano, niszczono też archiwa dotyczące tajnych współpracowników działających w organizacjach związanych z Kościołami.
Świadek, który pracował w tzw. komórce ewidencyjnej SB w Białymstoku mówił, że - według jego wiedzy - archiwalia dotyczące Eugeniusza Czykwina nigdy nie zostały zachowane na mikrofilmach. Powiedział też, że to on przed laty zachował od zniszczenia prawie 90 stron różnych dokumentów z archiwum SB, dotyczących lustrowanego. "Bo wiedziałem, że będą jakieś wątpliwości, chciałem je rozstrzygnąć, tak jak sąd" - mówił.
To ponowny proces lustracyjny Eugeniusza Czykwina, bo w listopadzie 2011 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku uwzględnił odwołanie pionu lustracyjnego IPN, który chciał uchylenia wyroku stwierdzającego, iż poseł SLD złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne.
Poseł od lat konsekwentnie zaprzecza współpracy. Zapewnia, że w żadnej formie, nigdy nie wyraził na nią zgody i nie miał świadomości, że ktokolwiek przypisał mu jakikolwiek pseudonim. Nie ukrywa jednak, że z racji swojej pracy społecznej i zawodowej, "zmuszony był" do kontaktów służbowych z SB.
Według IPN, w archiwach byłych służb bezpieczeństwa w latach 80. poseł figurował jednak jako tajny współpracownik.
Według katalogu Instytutu, białostocka MO zainteresowała się późniejszym parlamentarzystą w 1977 r. W aktach nie ma dokładnej daty zmiany przez SB kategorii rejestracji Czykwina z kategorii "zabezpieczenie" na "kandydata na tajnego współpracownika".
Według tych dokumentów, 5 listopada 1983 r. został przekwalifikowany na tajnego współpracownika o pseud. Izydor, a 5 lipca 1984 r. pseudonim zmieniono na "Wilhelm". Z ewidencji operacyjnej zdjęto go we wrześniu 1989 r. z powodu "nieprzydatności".
Nazwisko Czykwina znalazło się w 1992 r. na tzw. liście Macierewicza, która prezentowała zasoby archiwalne po służbach specjalnych PRL. Tam napisano, że Czykwin był tajnym współpracownikiem o pseud. Izydor i Wilhelm oraz że figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej UOP.
W 1993 roku poseł pozwał ówczesnego szefa MSW o ochronę dóbr osobistych, w związku z umieszczeniem jego nazwiska na tzw. liście Macierewicza i ten proces wygrał. Na początku powtórnego procesu lustracyjnego mówił przed sądem, że w związku z kandydowaniem do parlamentu, sześć razy składał oświadczenie lustracyjne o tym, że nie był i nie jest - jak powiedział - "współpracownikiem tajnym ani jawnym peerelowskich służb bezpieczeństwa, ani też takich służb po odzyskaniu niepodległości".
W pierwszym procesie sąd okręgowy uznał, że parlamentarzysta złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, co IPN zaskarżył. Uchylając wyrok sądu pierwszej instancji, sąd apelacyjny zastrzegł jednak, że nie przesądza to o słuszności tezy prokuratora IPN.
Wytknął sądowi okręgowemu, że uzasadnienie jego orzeczenia było na tyle ogólnikowe, że trudno mu było odnieść się do oceny poszczególnych dowodów. (PAP)
rof/ pz/