Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Podlaskie: Ponowny proces prezesa spółdzielni mleczarskiej w Mońkach

0
Podziel się:

#
dochodzą szczegóły rozprawy
#

# dochodzą szczegóły rozprawy #

22.03. Białystok (PAP) - Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się w czwartek ponowny proces prezesa spółdzielni mleczarskiej w Mońkach (Podlaskie), oskarżonego o przyjęcie prawie 350 tys. zł łapówek od wykonawcy inwestycji na rzecz spółdzielni. Prezes nie przyznaje się do winy.

Prokuratura zarzuciła Stanisławowi J. przyjęcie, od maja 2002 do listopada 2004 roku, nie mniej niż 347 tys. zł łapówek. Według aktu oskarżenia, od każdej faktury wystawionej firmie biznesmena, która wygrywała przetargi w spółdzielni, dostawał 10 proc. wartości opłaconych prac budowlanych. Jednorazowo były to kwoty rzędu kilku-kilkunastu tysięcy złotych.

W maju 2011 roku sąd pierwszej instancji skazał Stanisława J. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 60 tys. zł grzywny i przepadek prawie 350 tys. zł. Wraz z nim skazał również współoskarżonego w tym procesie inspektora nadzoru inwestorskiego, który miał być pośrednikiem w przekazywaniu pieniędzy. Kara w jego przypadku to dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy lata, a także przepadek ponad 18 tys. zł oraz 10 tys. zł grzywny.

Jesienią Sąd Okręgowy w Białymstoku oba wyroki jednak uchylił i zwrócił sprawę do ponownego rozpoznania sądowi rejonowemu. Ocenił bowiem, że sąd pierwszej instancji, orzekając w tej sprawie, popełnił nie tylko "błędy proceduralne", ale także naruszył prawo karne materialne, czego skutkiem była właśnie konieczność uchylenia wyroku i ponowny proces w pierwszej instancji.

Sąd okręgowy ocenił, że sprawa jest bardzo trudna zarówno pod względem faktycznym, jak i prawnym. Zwracał uwagę, że dla przypisania prezesowi spółdzielni tzw. łapownictwa biernego trzeba było udowodnić, że przyjął łapówkę lub złożył obietnicę jej przyjęcia, a także wykazać związek między łapówką a pełnioną funkcją publiczną.

Sąd zwracał uwagę, że prezes spółdzielni pełni funkcję publiczną tylko w zakresie takich czynności, które wiążą się z dysponowaniem pieniędzmi publicznymi. Dlatego w ponownym procesie sąd musi m.in. rozstrzygnąć, które inwestycje w monieckiej spółdzielni finansowane były z przedakcesyjnego programu Sapard, a ponadto - czy w danym czasie były to środki publiczne, czy też nie, bo sytuacja w polskich przepisach się zmieniała.

Sąd musi też ostatecznie ocenić zeznania głównego świadka - przedsiębiorcy, który miał dawać łapówki - i powiązanie ich z "potwierdzającymi je bezpośrednio lub chociażby pośrednio innymi dowodami".

Obaj oskarżeni do zarzutów nie przyznają się. Prezes Stanisław J. mówił w czwartek przed sądem, że nigdy od przedsiębiorcy ani inspektora nadzoru, który według prokuratury miał być pośrednikiem, nie dostał żadnych pieniędzy, nigdy też z nimi o nich nie rozmawiał.

W jego ocenie głównym i jedynym dowodem są zeznania właściciela firmy budowlanej, który w trakcie inwestycji w spółdzielni zbankrutował. Mówił, że przedsiębiorca chce się zemścić za to, że spółdzielnia nie wypłaciła mu kaucji i obniżyła kosztorys na roboty dodatkowe o połowę.

Stanisław J. mówił też, że z tą firmą spółdzielnia miała około dziesięciu umów na roboty budowlane lub zleceń. Ale dodał, że tylko dojrzewalnia sera była budowana ze środków programu Sapard, pozostałe inwestycje - za środki własne spółdzielni w Mońkach. Przywoływał przepisy, z których wynikało, iż w okresie od akcesji w maju 2004 roku do końca 2005 roku fundusze strukturalne były wyłączone ze środków publicznych (zarzuty mu stawiane dotyczą dysponowania funduszami publicznymi).

Obrońca oskarżonych mec. Leszek Kudrycki powiedział dziennikarzom w przerwie rozprawy, że jeśli w rozpoczętym w czwartek procesie sąd rejonowy weźmie pod uwagę wytyczne i poglądy sądu okręgowego (odwoławczego), to z tego aktu oskarżenia "nic nie zostanie". (PAP)

rof/ bos/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)