Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończyło się w poniedziałek postępowanie o odszkodowanie i zadośćuczynienie z wniosku kardiochirurga prof. Tomasza Hirnle, prawomocnie uniewinnionego od zarzutu przyjęcia łapówki. Wyrok ma być ogłoszony za tydzień.
Lekarz został zatrzymany w 2005 roku w wyniku policyjnej prowokacji. Po dwóch procesach prawomocnie go uniewinniono, co potwierdził też Sąd Najwyższy. Okazało się bowiem, że za całą akcją stał jego podwładny, a dowody przeciwko niemu były zbierane niezgodnie z polskim prawem.
Dlatego teraz od Skarbu Państwa lekarz domaga się ponad 500 tys. zł w formie odszkodowania za utracone zarobki oraz zadośćuczynienia za przeżycia związane z 50-dniowym pobytem w areszcie.
Prokuratura złożyła wniosek o oddalenie wniosku Tomasza Hirnle jako przedawnionego w tym trybie. Okazało się bowiem, że wniosek został złożony kilkanaście dni po ponad roku od prawomocnego wyroku uniewinniającego, a termin do jego złożenia jest roczny.
Składając swój wniosek w tej sprawie, prokurator zauważył, że wnioskodawca był w procesie karnym reprezentowany aż przez dwóch adwokatów, którzy powinni byli wiedzieć o biegu terminów.
Dlatego sąd dodatkowo przesłuchał w poniedziałek Tomasza Hirnle. Ten mówił, że nie znał stosownych procedur i nie czuł "presji czasu" na złożenie wniosku. Był też przekonany, że prawomocny wyrok zapadł nie w lutym 2010 roku (wtedy zapadło orzeczenie odwoławcze przed Sądem Okręgowym w Białymstoku), ale dopiero w listopadzie 2010 roku, kiedy SN oddalił kasację prokuratury.
Ostatecznie prokurator złożył dodatkowy wniosek, by - w razie przyznania wnioskodawcy odszkodowania i zadośćuczynienia - sąd wziął pod uwagę tylko odszkodowanie za tymczasowy areszt, czyli za 50 dni realnego pozbawienia wolności i nie uwzględnił w tej kwocie skutków tego aresztu, czyli przede wszystkim utraty zarobków.
Zwrócił uwagę, że lekarz może dochodzić swoich roszczeń cywilnych w zwykłym procesie o odszkodowanie, a tam pozycja Skarbu Państwa będzie o tyle lepsza, że będzie mógł skorzystać z instytucji tzw. dopozwania, czyli dochodzić odszkodowania od osób, które za prowokację wobec Tomasza Hirnle odpowiadają przed sądem.
W czerwcu 2005 roku Tomasz Hirnle, jako szef kliniki w szpitalu Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, został zatrzymany w pracy i trafił do aresztu pod zarzutem przyjęcia 5 tys. zł łapówki. Podstawą zatrzymania była policyjna prowokacja - kobieta, która odegrała rolę córki pacjenta, zostawiła na jego biurku kopertę z pieniędzmi.
Sprawa trafiła do sądu, Hirnle przez cały proces do zarzutów się nie przyznał. Mówił, że łapówki nie domagał się i nie wiedział, co jest w kopercie.
Uniewinnienie, już prawomocne, zapadło dopiero w drugim procesie i to w drugiej instancji, bo Sąd Rejonowy w Białymstoku warunkowo umorzył postępowanie i dopiero w procesie odwoławczym zapadł wyrok uniewinniający. Ostatecznie potwierdził go Sąd Najwyższy, oddalając kasację prokuratury.
Sądy uznały, że w tym przypadku nie można było takiej prowokacji przeprowadzić legalnie, bez żadnych wcześniejszych wiarygodnych informacji o tym, że lekarz przyjmuje łapówki.
Gdy proces trwał, rozpoczęło się śledztwo dotyczące samej prowokacji. Okazało się bowiem, że za wszystkim stał były podwładny Tomasza Hirnle z białostockiego szpitala. Proces w tej sprawie toczy się, na ławie oskarżonych zasiada lekarz uznany za inspiratora prowokacji oraz trzech policjantów zajmujących się zwalczaniem korupcji. (PAP)
rof/ itm/