Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Polacy na Grodzieńszczyźnie o wyborach prezydenckich na Białorusi

0
Podziel się:

Polacy mieszkający na Grodzieńszczyźnie są przekonani, że wybory prezydenckie
na Białorusi nie przyniosą zmian - włodarzem państwa po raz czwarty zostanie Alaksandr Łukaszenka.
Ale w niedzielę pójdą do urn z nadzieją, że ich głosy nie zostaną sfałszowane.

Polacy mieszkający na Grodzieńszczyźnie są przekonani, że wybory prezydenckie na Białorusi nie przyniosą zmian - włodarzem państwa po raz czwarty zostanie Alaksandr Łukaszenka. Ale w niedzielę pójdą do urn z nadzieją, że ich głosy nie zostaną sfałszowane.

W rozmowie z PAP opowiadają o tym, dlaczego są przeciwni polityce prowadzonej przez Łukaszenkę, o swoich doświadczeniach wyborczych z wcześniejszych lat oraz o potrzebie pójścia do urn wyborczych mimo nikłych szans na wygraną opozycyjnych kandydatów.

Pełniąca obowiązki prezesa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Orechwo idzie głosować dopiero w niedzielę, bo uważa, że przedterminowe wybory, które trwają już od wtorku, stwarzają o wiele więcej możliwości nadużyć niż właściwe głosowanie w niedzielę. Choć ma świadomość, jaki będzie wynik, to i tak jest zdania, że należy pójść zagłosować.

"Idąc na wybory i wrzucając kartę wyborczą do urny chcę wyrazić swój protest przeciwko tej władzy i nie ułatwiać fałszerstwa. Im więcej głosów będzie przeciwko, tym trudniej zmienić wyniki wyborów" - uważa Orechwo. Szef sojuszu "O Modernizację" Aleś Michalewicz oraz wiceszef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Jarosław Romańczuk, to - jej zdaniem - dwaj kandydaci, którzy, jeśli mieliby szansę wygrać, mogliby coś zrobić dla ZPB.

Pani Teresa jest przekonana, że gdy obudzi się w powyborczy poniedziałkowy poranek, nic się nie zmieni, a z ekranów telewizorów przez kolejne kilka lat znowu będzie patrzył Łukaszenka. Pomimo braku wiary w uczciwe wybory pójdzie w niedzielę zagłosować na Romańczuka. Jak mówi, nie chodzi o to, że jest Polakiem, ale o to, że gwarantuje zmianę systemu. Według niej, Białoruś za jego rządów nie musiałaby o nic prosić ani Rosjan, ani Unii Europejskiej. Łukaszence - jak mówi - "zawdzięcza" co najwyżej niską emeryturę.

W podobnym tonie wypowiedziała się pani Zofia, która na początku rozmowy zastrzegła, że nie poda swojego nazwiska z obawy o to, że może nie dotrwać do emerytury, do której zostały jej jeszcze trzy lata. Jej zdaniem, praktyka fałszowania głosów za Łukaszenką, której była świadkiem jako członek komisji wyborczej w 2001 roku, jest kontynuowana także obecnie.

Opowiadała, jak w tym roku dyrektorka szkoły, w której pracuje, codziennie informowała grono nauczycielskie, ile danego dnia osób ma pójść i oddać głos w przedterminowych wyborach. Mówiła, że w wielu przypadkach za osoby, które ze względu na stan zdrowia nie są w stanie dotrzeć do lokali wyborczych, głosują de facto ci, którzy przyjeżdżają do nich z przenośnymi urnami wyborczymi.

W niedzielę zagłosuje na Romańczuka, bo wierzy w jego zapewnienia dotyczące zmiany systemu na Białorusi i likwidacji dyktatury. "Będą mogła robić to, co chcę, i mówić, co mi się podoba. Nikt nie będzie mnie do niczego zmuszał" - mówiła.

Jednak nie wszyscy, którzy zdecydowanie są przeciwni polityce Łukaszenki, pójdą do urn wyborczych. Tegoroczne wybory są już kolejnymi, w których pan Wiktor nie zamierza uczestniczyć. "Nie chodzę na wybory, bo to nie ma sensu. Czy ja pójdę, czy nie, to komisja napisze to, co będzie chciała" - mówi.

Jego zdaniem, gdyby wszyscy wyborcy zbojkotowali wybory i nie poszli do urn wyborczych, to może miałoby to sens i coś zmieniło, ale wie, że tak się nie stanie.

Złudzeń co do wyników niedzielnych wyborów prezydenckich nie ma także pani Irena. W jej opinii do sukcesu Łukaszenki przyczynią się przede wszystkim podmienione karty do głosowania. Ale to nie wszystko - dodaje. Uważa, że problemem jest brak rozpoznawalności i wiedzy na temat programów pozostałych dziewięciu kandydatów, zwłaszcza w takich małych miasteczkach jak to, gdzie ona mieszka.

Ona sama - jak mówi - o niektórych osobach usłyszała dopiero kilka tygodni temu, gdy rozpoczęła się kampania wyborcza. Dlatego zamierza pójść do lokalu wyborczego, ale chce oddać głos nieważny. Jak tłumaczy, nie jest to wyraz protestu przeciwko procesowi wyborczemu, ale świadoma decyzja podyktowana brakiem właściwego kandydata.

I choć żyje jej się dobrze, bo - jak mówi - ma gdzie mieszkać i za co żyć, to nie poprze Łukaszenki, gdyż uważa, że po szesnastu latach czas najwyższy zakończyć jego panowanie.

Z Grodna Joanna Kotowicz (PAP)

joko/ mw/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)