Bronisław Komorowski cieszy się w Niemczech większą sympatią jako kandydat na prezydenta Polski, ale również zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego nie oznaczałoby pogorszenia w relacjach Berlin-Warszawa - ocenił w rozmowie z PAP niemiecki politolog Kai Olaf Lang.
Jego zdaniem w Niemczech z dobrym przyjęciem spotyka się popierana przez kandydata PO idea szczególnego partnerstwa polsko-niemieckiego i jego dążenie do wzmocnienia miejsca Polski w głównym nurcie polityki europejskiej. "Także jego wypowiedzi dotyczące relacji z USA, Afganistanu sugerują, że ma wyraźne transatlantyckie poglądy, ale nie jest proamerykański za wszelką cenę" - powiedział Lang.
Z kolei sukces Kaczyńskiego w drugiej turze 4 lipca oznaczałby "kontynuację stanu, jaki mieliśmy przed 10 kwietnia 2010 roku", czyli przed katastrofą pod Smoleńskiem. "Można spodziewać się tarć, sporów kompetencyjnych między rządem a prezydentem w niektórych obszarach. Polska może prowadzić mniej spójną politykę zagraniczną, europejską czy wschodnią" - dodał ekspert niemieckiej Fundacji Nauka i Polityka.
W jego ocenie pojednawcze sygnały pod adresem Niemiec i Rosji, jakie płynęły w czasie kampanii ze strony kandydata PiS, "pasują do ogólnego obrazu Jarosława Kaczyńskiego o łagodnym profilu", który gotów jest konstruktywnie podejść do trudnych stosunków z sąsiadami.
"Myślę jednak, że to w pierwszym rzędzie taktyczne posunięcia na szachownicy kampanii wyborczej i niekoniecznie należy je interpretować jako fundamentalną programową zmianę kursu. W większym stopniu sygnały te były skierowane do wyborców w kraju niż do państw sąsiednich" - powiedział Lang.
Uważa on, że gdyby Jarosław Kaczyński został prezydentem, to przynajmniej na początku, do wyborów parlamentarnych w 2011 roku i przewodnictwa Polski w UE, będzie rządził raczej pragmatycznie. "Nie musi być twardym wojownikiem PiS - dodał Lang. Będzie pewnym czynnikiem przeszkadzającym dla rządu Tuska, ale niekoniecznie elementem blokady" - powiedział ekspert.
Komentując wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich Lang zauważył, że przewaga Komorowskiego nad Kaczyńskim jest "zadziwiająco mała".
"Kampania miłości i pokoju", którą prowadził Jarosław Kaczyński, "lepiej chwyciła". "Także dlatego, że ma on polityczny profil. Wiadomo, za czym opowiada się Kaczyński, nawet jeśli te poglądy podano w miękkim opakowaniu" - ocenił Lang.
Z kolei Komorowski, ze swym hasłem "Zgoda buduje", chciał pokazać się jako "arystokratyczny i ojcowski integrator". "Ale raczej kojarzony jest z niejasnym, tradycyjnym konserwatyzmem. Sprawiał wrażenie nieco nieporadnego i pasywnego. Przejęzyczenia też mu nie pomogły" - dodał politolog.
Jego zdaniem Jarosław Kaczyński jawi się obecnie jako ktoś, "kim chciał być premier Donald Tusk w trakcie kampanii prezydenckiej w 2005 roku, a mianowicie +człowiekiem z zasadami+, ale takim, który jest gotowy do uczenia się, dotknięty przez los i przyjmuje pojednawczy ton".
Lang jest zdania, że na uwagę zasługuje rezultat kandydata lewicy Grzegorza Napieralskiego (ok. 13,7 proc.), bo wybory te mają też znaczenie dla pozycji partii politycznych i ich szans w najbliższych wyborach parlamentarnych. "Lewica, która w minionych latach znajdowała się na peryferiach politycznych wydarzeń, jest wielkim zwycięzcą niedzielnych wyborów. Definitywnie wychodzi z politycznej izolacji" - powiedział Lang.
"Obserwujemy, że wzrasta prawdopodobieństwo koalicji PO-SLD" - dodał. Niemiecki ekspert uważa, że sygnałami były już powołanie Marka Belki na prezesa NBP i poparcie dla Komorowskiego ze strony Włodzimierza Cimoszewicza.
"To wyraźna polityka wyciągniętej ręki w kierunku SLD, która nie jest tylko taktyką w kampanii wyborczej" - ocenia Lang.
Anna Widzyk (PAP)
awi/ ap/ mag/