Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Proces kierowcy oskarżonego o próbę celowego doprowadzenia do wypadku

0
Podziel się:

Próbę umyślnego doprowadzenia do wypadku, w którym mógł zginąć nie tylko
kierowca, ale także jego żona i córki, zarzuciła prokuratura mieszkańcowi podbiałostockiej
miejscowości. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Białymstoku ruszył proces w tej sprawie.

Próbę umyślnego doprowadzenia do wypadku, w którym mógł zginąć nie tylko kierowca, ale także jego żona i córki, zarzuciła prokuratura mieszkańcowi podbiałostockiej miejscowości. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Białymstoku ruszył proces w tej sprawie.

Prokuratura oskarżyła go o to, że w czerwcu ubiegłego roku na trasie Białystok-Knyszyn, działając z zamiarem popełnienia samobójstwa, próbował doprowadzić do wypadku, umyślnie naruszając przepisy ruchu drogowego.

Śledczy przyjęli też w zarzucie tzw. zamiar ewentualny (czyli, że sprawca godzi się na takie skutki) pozbawienia życia żony i czwórki dzieci, których przewoził mercedesem vito.

Mężczyzna jest aresztowany, leczy się psychiatrycznie. Zaprzecza, by próbował popełnić w ten sposób samobójstwo, twierdzi, że z wypadku niewiele pamięta.

Rozpatrujący tę sprawę białostocki sąd ma rozstrzygnąć, czy kierowca miał zamiary samobójcze, czy może np. zasłabł za kierownicą i nie zapanował nad autem.

W czasie pierwszej rozprawy oskarżony dużo czasu poświęcił nie okolicznościom wypadku, ale wyjaśnianiu swojej sytuacji zawodowej i finansowej. Z jego wyjaśnień wynika, że działał w branży budowlanej i był szantażowany przez osoby, które miały zmuszać go do płacenia po kilka tys. zł miesięcznie haraczu.

Opowiadał, że "dał się im omamić", kiedy sam próbował - dzięki ich pomocy - ściągnąć pieniądze, które były mu dłużne inne osoby. Potem to on stał się płacącym. Ponieważ zalegał szantażystom, bał się o swoją rodzinę, więc ją ukrył - wynika z jego zeznań.

Zawiadomił o haraczu CBŚ, ale - jak zeznał - nie został tam potraktowany poważnie. Niedługo potem okazało się, że o jego wizycie na policji wiedzieli jego prześladowcy. O problemach nie mówił żonie; twierdzi, że nie chciał jej martwić. Sam był w bardzo złej sytuacji psychicznej. Pytany przez sąd przyznał, że miał też długi.

W poniedziałek sąd rozpoczął przesłuchania świadków. Pierwszym był kierowca ciężarowej scanii. "Jechał prościutko na mnie" - mówił przed sądem. Zeznał, że widząc mercedesa zjechał maksymalnie do krawędzi jezdni, ale kierowca tamtego auta też zrobił taki manewr. Zaczął więc trąbić, a gdy auta były blisko - maksymalnie skręcił w prawo, w taki sposób, że prawe koła ciężarówki zjechały z asfaltu.

Samochody otarły się o siebie, bus wpadł do rowu. "Myślałem, że to zasłabnięcie, zaśnięcie za kierownicą" - mówił kierowca ciężarówki. Dodał, że kiedy podbiegł do busa, kierowca był w środku "półprzytomny", jego żona i córki już na zewnątrz. Dodał, że dziewczyny płakały i przepraszały go "za tatę".

Żona oskarżonego przyznała przed sądem, że miał on wcześniej myśli samobójcze. O samym wypadku mówiła, że widząc, iż jadą wprost na ciężarówkę, zaczęła krzyczeć, a w ostatniej chwili zdołała odciągnąć kierownicę na tyle, że nie doszło do czołowego zderzenia. (PAP)

rof/ abr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)