Zbigniew Ziobro i Adam Lipiński zeznali przed poznańskim sądem, że gdyby Marcin Libicki wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r., z pewnością uzyskałby mandat. Politycy PiS byli świadkami w procesie, który Libicki wytoczył dziennikowi "Polska Głos Wielkopolski".
Były europoseł PiS domaga się od dziennika ponad 4 mln zł za naruszenie dóbr osobistych i utraconą pensję europarlamentarzysty. Proces rozpoczął się we wrześniu 2010 roku. Gazeta pisała o rzekomej współpracy polityka z organami bezpieczeństwa PRL. Według Libickiego, to publikacje "Głosu" spowodowały, że jego nazwisko zniknęło z listy kandydatów PiS przed wyborami do PE w 2009 roku.
W kwietniu 2009 roku Marcin Libicki nie otrzymał rekomendacji Komitetu Politycznego PiS do startu w tych wyborach.
W poniedziałek sąd przesłuchał wiceprezesów partii i jednocześnie członków Komitetu Ziobrę i Lipińskiego. Ziobro przyznał, że przyczyną nieumieszczenia Libickiego na liście kandydatów PiS do PE były publikacje wielkopolskiego dziennika.
"Podczas posiedzenia komitetu mogliśmy zapoznać się z treścią artykułów. Uczestnicy komitetu wyrazili sceptycyzm co do umieszczenia pana Libickiego na liście wyborczej do europarlamentu" - powiedział przed sądem Ziobro.
Jak ocenił start Libickiego w wyborach mógłby zaszkodzić partii i wpłynąć na ogólnopolski wynik.
"Prawo i Sprawiedliwość wyrażało zawsze zdecydowane stanowisko wobec lustracji. W ramach walki wyborczej, taka sytuacja mogłaby więc zaszkodzić całej partii" - podkreślił Ziobro.
Jego zdaniem, gdyby Libicki znalazł się na pierwszym miejscu wielkopolskiej listy, miałby niemal pewny mandat. "Sama ordynacja jest tak skonstruowana, że w przypadku dużego okręgu, pierwsze miejsce na liście ma gwarancję otrzymania mandatu. Oczywiście przy przekroczeniu przez partię progu wyborczego" - zaznaczył Ziobro.
Również Lipiński potwierdził, że pewne wątpliwości co do przeszłości Libickiego stały się przyczyną nieumieszczenia go na liście kandydatów w wyborach do europarlamentu. Nie potrafił jednak przypomnieć sobie, czy podczas posiedzenia Komitetu Politycznego analizowano artykuły dziennika "Polska Głos Wielkopolski".
"Mamy jednak pewną traumę, co do rzetelności mediów piszących o członkach Prawa i Sprawiedliwości i nie do końca im wierzymy. W sytuacji, gdy media atakują konkretną osobę, członka PiS-u, to sprawdzamy tę sytuację, opieramy się na różnych źródłach" - powiedział Lipiński.
Wyjaśnił, że o opinie na temat rzekomych kontaktów Libickiego ze służbami bezpieczeństwa poproszono historyków IPN z Poznania i Wrocławia.
"Ich stanowiska zostały przedstawione na posiedzeniu Komitetu Politycznego i były różne i niejednoznaczne. Dlatego prezes Kaczyński zarządził głosowanie tajne" - tłumaczył Lipiński.
Podobnie jak Ziobro, Lipiński stwierdził, że gdyby Libicki wystartował w wyborach, miałby duże szanse na zdobycie mandatu. "Teoretycznie każdy ma szansę (na mandat), kto znajdzie się na liście. Z drugiej strony w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku mandat uzyskały wszystkie +jedynki+" - zaznaczył Lipiński.
Na rozprawę nie dotarł Jarosław Kaczyński, który decyzją poznańskiego sądu zostanie przesłuchany w Warszawie. Inny z powołanych świadków, członek Komitetu Politycznego PiS, Jarosław Zieliński nie stawił się z powodu choroby.
"Polska Głos Wielkopolski" twierdzi, że publikacje gazety były oparte na dokumentach historycznych oraz wypowiedziach ekspertów. Libicki po usunięciu go z listy kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego wystąpił o autolustrację i odszedł z partii. Sąd uznał, że Libicki złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, oraz że nie był świadomym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa. Sąd wyznaczył kolejną rozprawę na 11 kwietnia.(PAP)
lic/ par/ jbr/