Przed sądem federalnym w Nowym Jorku dobiega końca proces Tanzańczyka Ahmeda Ghailaniego, oskarżonego o udział w atakach terrorystycznych na ambasady USA w Kenii i Tanzanii w sierpniu 1998 r. W wyniku eksplozji bomb zginęły w nich łącznie 224 osoby.
Jest to pierwszy proces przed sądem cywilnym w USA więźnia z Guantanamo, amerykańskiej bazy wojskowej na Kubie, gdzie przetrzymuje się podejrzanych o terroryzm.
We wtorek mowę w obronie Ghailaniego wygłosił jego adwokat. Starał się przekonać sąd, że jego klient został zmanipulowany przez Al-Kaidę i nie zdawał sobie sprawy, że uczestniczy w ataku terrorystycznym.
Poprzedniego dnia prowadzący sprawę prokurator Harry Chernoff powiedział, że Ghailani odgrywał kluczową rolę w przygotowaniach do zamachu. W mowie oskarżycielskiej nazwał go "masowym mordercą, który ma krew setek ludzi na rękach".
W razie uznania za winnego Ghailaniemu grozi kara dożywotniego więzienia.
Został on schwytany przez CIA w Pakistanie w 2004 r. Przetrzymywano go tam przez dwa lata, po czym został przewieziony do Guantanamo.
Adwokaci Ghailaniego utrzymywali, że w areszcie był on torturowany i że przetrzymywano go zbyt długo bez sankcji prokuratorskiej.
W lipcu br. jednak sąd federalny oddalił te zarzuty, ogłaszając, że Ghailaniego więziono w interesie bezpieczeństwa narodowego USA.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ mc/