Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Proces ws. Kobylańskiego - nieprawidłowości w zeznaniach członków Polonii

0
Podziel się:

Nieprawidłowości w zeznaniach świadków przesłuchanych przez konsulat RP w
Meksyku powodują, że muszą oni znów złożyć zeznania - zdecydował warszawski sąd prowadzący proces
karny wytoczony przez Jana Kobylańskiego, polonijnego biznesmena i sponsora Radia Maryja.

Nieprawidłowości w zeznaniach świadków przesłuchanych przez konsulat RP w Meksyku powodują, że muszą oni znów złożyć zeznania - zdecydował warszawski sąd prowadzący proces karny wytoczony przez Jana Kobylańskiego, polonijnego biznesmena i sponsora Radia Maryja.

W piątek Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa kontynuował trwający od marca 2009 r. prywatny proces karny, w którym Kobylański oskarża dyplomatów i dziennikarzy o zniesławienie. Podsądni nie przyznają się do zarzutu, za który grozi do 2 lat więzienia. Przywołują na swą obronę słowa Kobylańskiego, np. że "jedna trzecia polskich biskupów to Żydzi"; "Żydzi zawsze będą nienawidzić Polaków", bo mają "parszywe geny". Oskarżyciel prywatny chce też, by każdy oskarżony wpłacił 100 tys. zł na cel charytatywny.

Część świadków Kobylańskiego to członkowie Polonii mieszkający w Ameryce Łacińskiej i Południowej. Przesłuchują ich na miejscu polscy konsulowie - na podstawie listy pytań stron procesu dostarczonych tam przez sąd.

W piątek okazało się, że nadesłane z Konsulatu RP w Meksyku dokumenty nie odpowiadają kodeksowym wymogom, bo konsul nie przesłuchiwał ich osobiście, lecz wysyłał listę pytań i po pewnym czasie otrzymywał listę odpowiedzi. Sytuacja dotyczy dwojga świadków.

"To niedopuszczalne, żeby świadek znał listę pytań i udzielał odpowiedzi w sposób umożliwiający mu konsultację z innymi osobami" - zauważyła mec. Beata Czechowicz, jeden z obrońców oskarżonych. "Wygląda na to, że konsul ma autorski pomysł na korespondencyjną formę przesłuchania" - mówił pełnomocnik Kobylańskiego, mec. Andrzej Lew-Mirski. Wobec tego prowadzący proces sędzia Robert Żak ponownie zwrócił się do konsulatu w Meksyku o właściwe przesłuchanie świadków.

W piątek powróciła też sprawa incydentu z poprzedniej, październikowej rozprawy, gdy sąd nakazał opuszczenie sali siedzącemu na ławach dla publiczności senatorowi Ryszardowi Benderowi, za niestosowne zachowanie i naruszenie powagi sądu. "Senatora też pan wyrzuci? Mam immunitet! Pan wykorzystuje swoje stanowisko" - mówił wtedy parlamentarzysta do sędziego. "Jak widać, pan wykorzystuje swoje. Proszę wyjść, bo wezwę policję" - odparł na to sędzia. Bender salę opuścił w asyście policji.

Bender poskarżył się do prezesa sądu, marszałka Senatu i ministra sprawiedliwości na zachowanie sędziego oraz policjanta, który jego zdaniem miał go "chwycić za chorą rękę w gipsie, co spowodowało zgniecenie gipsu oraz ból", czym naruszył jego "godność osobistą i senatorską oraz nietykalność cielesną". Bender i dwóch innych senatorów zażądało odnotowania tego faktu w protokole rozprawy.

Sędzia Żak odczytał z protokołu, że zajście było odnotowane, ale podkreślił, że nie widział, by na sali sądu doszło do kontaktu fizycznego między "osobą podającą się za senatora" a funkcjonariuszem. "Może przy wychodzeniu z sali ktoś się o kogoś otarł, ale sąd miał dobre pole widzenia i niczego takiego nie dostrzegł" - dodał sędzia. "Jest pan stronniczy, panie sędzio!" - zareagował na to Bender. Obrońca jednego z oskarżonych zażądał, by o takim zachowaniu senatora zawiadomić marszałka Senatu. Sąd rozważy tę decyzję.

88-letni Kobylański to milioner, założyciel i szef Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ), b. konsul honorowy RP w Urugwaju (odwołany w 2000 r. m.in. za antysemickie wypowiedzi przez ówczesnego szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego)
. Czując się dotknięty tekstami w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeku" i "Polityce", skierował prywatny akt oskarżenia. Liczy on prawie sto stron i dotyczy tekstów prasowych o Kobylańskim, w których wspominano m.in. o jego antysemickich wypowiedziach i podejrzeniach IPN, że w czasie wojny mógł wydawać za pieniądze Żydów Niemcom (w 2007 r. IPN umorzył śledztwo w tej sprawie).

Kobylański twierdzi, że zarzuty, o których donosiły media, to kłamstwa, a publikacje miały na celu poniżenie go jako Polaka i patrioty i "odebranie zaufania potrzebnego do sprawowania funkcji prezesa USOPAŁ". Według jego adwokata, Andrzeja Lew-Mirskiego, dotychczas na procesie nie potwierdzono żadnego z zarzutów, jakie w mediach postawiono Kobylańskiemu.

W 2004 r. "Gazeta Wyborcza" opisała działalność Kobylańskiego. Według jednej z wersji jego życiorysu, w 1942 r. trafił na Pawiak i do obozów koncentracyjnych. Po wojnie znalazł się w Austrii, potem we Włoszech; dorobił się wielkich pieniędzy. W 1952 r. wyjechał do Paragwaju, wiele wskazuje na to, że za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników - twierdziła "GW". Według niej, nazwiska Kobylańskiego nie ma w obozowych dokumentacjach. "GW" sugerowała, że rola Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych mogła nie być jednoznaczna, co miało być głównym powodem jego wyjazdu do Ameryki Łacińskiej.

W 2005 r. TVP ujawniła dokumenty, z których wynika, że w 1953 r. prokurator generalny Austrii ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten początkowo wyemigrował (potem przeniósł się do Urugwaju). W tym dokumencie określono Kobylańskiego jako "niebezpiecznego agenta, prowokatora i sowieckiego szpiega" i osobę, która stanowi niebezpieczeństwo "dla wspólnych interesów Zachodu".

Wojciech Tumidalski (PAP)

wkt/ itm/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)