Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prof. Mania o przeciekach: nie burzą porządku międzynarodowego

0
Podziel się:

Dokumenty dyplomatyczne opublikowane przez portal Wikileaks nie burzą
porządku międzynarodowego, choć dla Stanów Zjednoczonych są niekorzystne wizerunkowo - uważa
amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Andrzej Mania.

Dokumenty dyplomatyczne opublikowane przez portal Wikileaks nie burzą porządku międzynarodowego, choć dla Stanów Zjednoczonych są niekorzystne wizerunkowo - uważa amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Andrzej Mania.

W ujawnionych przez portal Wikileaks dokumentach rządu amerykańskiego mowa jest m.in. o tym, że rezygnacja prezydenta Baracka Obamy z umieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej, planowanej przez poprzedniego prezydenta George'a Busha, mogła wynikać z chęci pozyskania współpracy Rosji w kwestii sankcji ONZ wobec Iranu.

W poufnych depeszach mowa jest m.in. o "Angeli Teflon-Merkel", z kolei Władimir Putin to - zdaniem dyplomatów USA - "samiec alfa", a rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew to osoba "nijaka" i "niezdecydowana". Prezydent Francji Nicolas Sarkozy opisywany jest jako osobowość "przeczulona i autorytarna".

Znalazły się w nich też m.in. informacje, że amerykańscy dyplomaci kwestionowali wiarygodność Turcji jako sojusznika w NATO oraz że przedstawiciele USA i Korei Południowej rozmawiali o zjednoczeniu obu państw koreańskich po ewentualnym załamaniu polityczno-gospodarczym w Korei Północnej.

Prof. Mania, który jest kierownikiem katedry amerykanistyki w Instytucie Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, pytany przez PAP o te publikacje, ocenił, że "nie stało się nic strasznego". Jak powiedział, zawarte w nich informacje "nie burzą porządku międzynarodowego", a "świat nie stanie z ich powodu na krawędzi kryzysu".

"Choć pewnie będą one dla Amerykanów przykre PR-owsko, bo będą musieli się bronić przed zarzutami, że nie dość, że są unilateralni w wielu kwestiach, to jeszcze krytycznie, brutalnie, może czasem nieuczciwie czy niestosownie mówią o pierwszych osobach tego świata" - powiedział ekspert.

Zwrócił uwagę, że "jeżeli cały świat przeczyta, iż w zasadzie o większości rozmówców, partnerów, Amerykanie wypowiadali się krytycznie, to pojawi się element absmaku, a następne rozmowy będą zaczynały się z lekką rezerwą". "To na pewno będzie dla USA nieprzyjemne. Ale nie przesadzajmy. Trzeba wreszcie usiąść i sprawy rozwiązać" - zaznaczył.

Jak ocenił, ludzie, którzy analizują opublikowany materiał, powinni spojrzeć na samych siebie i przyznać, że często im samym zdarza się po wyjściu ze spotkania powiedzieć wprost co o kimś myślą.

"Czytałem wiele amerykańskich raportów dyplomatycznych, pamiętników polityków. One również zawierają podobne określenia, choć oczywiście nieco oczyszczone; opublikowane depesze nie były natomiast przeznaczone dla publicznej wiadomości" - powiedział.

W opinii eksperta, opublikowane dane to "polityczne plotki, pomagające w rozmowach (dyplomatycznych)". "Po spotkaniach formułuje się przecież jakąś strategię. Jeśli wie się na przykład, że ktoś jest łasy na komplementy, to mu się je podrzuca dla osiągnięcia pewnego efektu" - powiedział.

Prof. Mania zwrócił uwagę, że jest to "typ wymiany informacji, właściwy tak wielkim tego świata, jak i maluczkim". "Chciałoby się, żeby wielcy tego świata przy podejmowaniu decyzji nie tym się kierowali" - dodał.

Jak ocenił, źle by natomiast było, gdyby ujawniono informacje, które na przykład szkodzą walce z terroryzmem czy też narażają bezpieczeństwo jakiegoś państwa.

Prof. Mania nie wyklucza, że jakieś państwo, którego politycy zostali źle ocenieni w ujawnionych depeszach, "nie wytrzyma" i może uznać danego dyplomatę za persona non grata. "Jeżeli zostaną opublikowane raporty dyplomaty, który rezydując przez dłuższy czas w danym państwie zawsze się źle wypowiadał o kimś, miał go za byle jakiego polityka" - zaznaczył.

Jego zdaniem opublikowane informacje, choć często przykre, powinny uświadamiać "wielkim tego świata", że "w polityce trzeba mieć jasną wizje rzeczy, które chce się osiągnąć i nie spodziewać się, że z racji zasług nie będzie się krytykowanym".

Ponadto w opinii eksperta opublikowanie depesz amerykańskiej dyplomacji powinno być nauczką dla polityków. "Jeśli dali powód powstania na ich temat opinii, która obnaża ich słabości charakterologiczne, to powinni się zastanowić, czy być może na taką opinię nie zasłużyli, czy są dobrymi politykami" - powiedział.

Zwrócił też uwagę, że tego typu oceny "nie są wypowiadane po wsze czasy, ale w pewnym kontekście i mogą być zmienione".

Jak ocenił, część opublikowanych informacji zasługuje na zignorowanie. Zwrócił na przykład uwagę, że kwestia finansowania Al Kaidy przez Arabię Saudyjską "to nic nowego".

Jednocześnie w jego opinii jest to wartościowe źródło, jeżeli chodzi o mechanizmy działania dyplomacji amerykańskiej. "Na przykład w jakim stopniu decyzje podejmowane przez MSZ Stanów Zjednoczonych były oparte na wiarygodnych danych; czy Amerykanie ulegali też w jakimś stopniu informacjom niepewnym, mniejszej rangi" - powiedział.

Według prof. Mani potencjalnie mogłyby one też być swoistym "case study", pozwalającym przewidywać działania USA w przypadku innych, analogicznych sytuacji do opisanych w depeszach.

W jego opinii interesujące byłoby również, gdyby Wikileaks udało się dotrzeć do porównywalnych materiałów z innych państw. "Moglibyśmy się zdziwić, kto jest czasem brutalniejszy w sformułowaniach" - ocenił prof. Mania. (PAP)

mzk/ mok/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)