Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prokurator zakończył odczytywanie aktu oskarżenia ws. katastrofy w "Halembie"

0
Podziel się:

(dochodzi inf. o zakończeniu rozprawy, szczegóły z aktu oskarżenia)

(dochodzi inf. o zakończeniu rozprawy, szczegóły z aktu oskarżenia)

20.11.Gliwice (PAP) - Prokurator Wiesław Kużdżał zakończył w czwartek po południu odczytywanie aktu oskarżenia w sprawie katastrofy w kopalni "Halemba", gdzie dwa lata temu wybuch metanu i pyłu węglowego zabił 23 górników.

Na najbliższej rozprawie, 28 listopada, oskarżeni rozpoczną składanie wyjaśnień. Proces toczy się od ubiegłego tygodnia przed Sądem Okręgowym w Gliwicach.

Do katastrofy doszło podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym, po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii. W najbliższy piątek mija druga rocznica katastrofy.

"Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy wskazuje, że śmierci górników można było uniknąć" - mówił prok. Kużdżał. Długo wymieniał celowe działania i zaniedbania, które w konsekwencji doprowadziły do tragedii. Niektóre fragmenty aktu oskarżenia prowadziły do szczególnego poruszenia i oburzenia wśród przybyłych na salę rozpraw bliskich ofiar. Sędzia kilkakrotnie musiała prosić o spokój.

Z ustaleń śledztwa wynika, że w okresie poprzedzającym katastrofę w pobliżu likwidowanej ściany wydobywczej wielokrotnie dochodziło do przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu. Mimo to górnicy nie byli wycofywani z zagrożonych wyrobisk. Sygnały alarmowe urządzeń były ignorowane, a czujniki stężenia metanu przewieszane pod strumień czystego powietrza wypływający z lutniociągu (przewodu wentylacyjnego) - mówił prokurator.

Według śledztwa, dopuszczalne stężenia wybuchowych gazów były przekroczone także w godzinach poprzedzających katastrofę. Potwierdził to znaleziony przy jednej z ofiar aparat typu Draeger - co minutę automatycznie rejestrujący stężenia gazów. Dwóch innych tego typu aparatów nigdy nie odnaleziono. Spośród sześciu innych urządzeń pomiarowych, które były w rejonie katastrofy, cztery miały usunięte gumowe zaworki. Powoduje to zatkanie czujników, a w konsekwencji zaniżenie wyników pomiarów - wyjaśnił oskarżyciel.

W kopalni nie był też należycie neutralizowany pył węglowy. Oddawane do analiz próbki pyłu były fałszowane - dosypywano do nich pył węglowy, aby uzyskać pozytywny wynik i tym samem nie doszło do zatrzymania prac. "Wyniki miały być pozytywne, nie miało być żadnych zatrzymań" - mówił cytowany w akcie oskarżenia jeden z podsądnych.

Z ustaleń postępowania wynika też, że w kopalni było wiele przypadków poświadczania nieprawdy w dokumentach - chodzi m.in. o protokoły odbioru urządzeń technicznych i pisanie o objazdach i kontrolach rejonu likwidowanej ściany, które w rzeczywistości nie miały miejsca.

Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła śledztwo w tej sprawie w czerwcu tego roku. Aktem oskarżenia objętych zostało 27 osób, dziewięć z nich wniosło o możliwość dobrowolnego poddania się karze. Ich sprawy sąd wyłączył do odrębnego rozpoznania. Jak ustaliły prokuratura i nadzór górniczy, kierujący kopalnią przyzwalali w niej na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej.

Najpoważniejsze zarzuty ciążą na głównym inżynierze wentylacji kopalni i kierowniku jej działu wentylacji Marku Z. Odpowiada on m.in. za sprowadzenie katastrofy. Według prokuratury, wiedział o niebezpieczeństwach w rejonie likwidowanej ściany, m.in. zagrożeniu wybuchem, a mimo to nie doprowadził do przerwania prac. Tolerował też brak profilaktyki przeciw zagrożeniom.

Były dyrektor "Halemby" Kazimierz D. jest oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób. Z ustaleń śledztw wynika, że wiedział o "neadekwatności" systemu wentylacji do warunków panujących w rejonie prowadzonych prac, w listopadzie 2006 r. wiedział o przekroczonych dopuszczalnych stężeniach metanu w kopalni, tolerował też brak profilaktyki w zakresie zwalczania zagrożenia wybuchem pyłu węglowego.

Mimo to zlekceważył alarmujące dane i nie nakazał przerwania prac, skutkiem czego była śmierć górników. Z materiału zgromadzonego przez prokuraturę wynika, że kierownictwo kopalni robiło wszystko, by nie doszło do przerwania prac likwidacyjnych 1030 m pod ziemią.

Zarzuty stawiane pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy "Halemby", jak i firmy Mard, która na zlecenie kopalni wykonywała prace pod ziemią.

Szefowi Mardu Marianowi D. prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia górników w okresie poprzedzającym tragedię, za co grozi mu do 8 lat więzienia.

W pobocznych wątkach sprawy zapadły już trzy wyroki. Pod koniec marca na dziewięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywnę sąd w Rudzie Śląskiej skazał Ewę K. z firmy Góreks, oskarżoną o poświadczenie nieprawdy w dokumentach przy przetargu na prace likwidacyjne 1030 m pod ziemią. Kobieta już w czasie śledztwa przyznała się do winy i poprosiła o wymierzenie kary bez procesu.

W tym samym wątku, w osobnym procesie, odpowiadał szef Mardu Marian D. W lipcu rudzki sąd skazał go na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu i grzywnę.

W marcu katowicki sąd skazał na rok więzienia w zawieszeniu byłego nadsztygara z "Halemby" Franciszka S. za składanie fałszywych zeznań w śledztwie. Także on wniósł o wymierzenie mu kary bez procesu. Podobnie jak Marian D., Franciszek S. usłyszał też zarzuty w głównym wątku śledztwa. (PAP)

kon/ pz/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)