Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prokuratura chce po 8 lat więzienia dla oskarżonych ws. Grudnia'70

0
Podziel się:

Kar po 8 lat więzienia i po 10 lat pozbawienia praw publicznych zażądał
prokurator dla wszystkich trzech oskarżonych w sprawie masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. W
środę sąd - po 17 latach od wniesienia aktu oskarżenia - zakończył ten proces.

Kar po 8 lat więzienia i po 10 lat pozbawienia praw publicznych zażądał prokurator dla wszystkich trzech oskarżonych w sprawie masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. W środę sąd - po 17 latach od wniesienia aktu oskarżenia - zakończył ten proces.

"Pokrzywdzeni i ich bliscy czekają. Mieszkańcy Trójmiasta czekają. I Polska czeka na wyrok sądu w tej sprawie" - tak prokurator Bogdan Szegda z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku zakończył swą mowę końcową.

Osiem lat to najniższa kara za zabójstwo, jaką przewiduje kodeks. "Prokuratura dostrzega wiek i stan zdrowia oskarżonych; kierując się zasadami humanizmu wnosimy o wymierzenie wszystkim takich kar, nie różnicując ich" - zaznaczył prokurator.

W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęło 45 osób, a 1165 zostało rannych.

Na ławie oskarżonych w tej sprawie ostatecznie zasiadają trzy osoby (początkowo było 12): ówczesny wicepremier Stanisław Kociołek oraz b. wojskowi - dowódca batalionu blokującego bramę nr 2 Stoczni Gdańskiej Mirosław W. i zastępca ds. politycznych dowódcy 32. Pułku Zmechanizowanego blokującego Stocznię w Gdyni Bolesław F. Oskarżeni są o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa robotników Wybrzeża. Nie przyznają się do winy.

"Łatwo się mówi o odpowiedzialności politycznej i moralnej, ale czy kiedykolwiek, którakolwiek z oskarżonych osób zadośćuczyniła ofiarom tych wydarzeń, zrobiła coś dla tych ludzi, aby poprawić ich los" - mówił prokurator. Dodał, że rodziny ofiar w późniejszych latach często musiały zmagać się z trudną sytuacją materialną po śmierci bliskich na ulicach Trójmiasta.

Szegda mówił też o genezie i uwarunkowaniach, które doprowadziły do wydarzeń Grudnia'70. Wskazał, iż już planując podwyżki, które przez władze były eufemistycznie nazywane "regulacją cen", liczono się z protestami. "Nie podjęto żadnych czynności, aby zapobiec protestom. Założono tylko jedną sytuację: będą protesty i trzeba przeciwdziałać im siłą" - powiedział.

Prokurator dodał, że początkowo manifestacja w Gdańsku miała charakter pokojowy, spotkała się natomiast z wyprowadzonymi na ulice w godzinach szczytu oddziałami MO, które "od razu zaczęły używać środków przymusu bezpośredniego". Do tego doszły - jak wskazał oskarżyciel - masowe aresztowania. "Nietrafność, niezasadność i brutalność decyzji spowodowała to, co spowodować musiała, czyli wzrost napięcia i rozlanie się demonstracji na całe Trójmiasto" - zaznaczył.

Oskarżyciel podkreślił, że żadne ówczesne regulaminy wojskowe nie zezwalały na użycie broni przez żołnierzy w sytuacji do jakiej doszło 16 grudnia pod bramą stoczni w Gdańsku i 17 grudnia na wiadukcie przy stacji kolejki w Gdyni. "Zasięg strzałów przy bramie w Gdańsku był tak ogromny, że została zniszczona ściana szpitala stoczniowego, który znajdował się w głębi stoczni. Strzelano w sposób absolutnie dowolny, który spowodował tam skutek w postaci śmierci dwóch stoczniowców i 11 ciężko rannych" - wskazywał prokurator.

Kociołkowi prokuratura zarzuca m.in., że 16 grudnia nakłaniał w TVP strajkujących z Gdyni do powrotu do pracy, choć wiedział, że następnego dnia rano stocznia będzie "zablokowana" przez wojsko - wtedy na stacji kolejki miejskiej pod gdyńską stocznią zginęły osoby, które przyjechały rano do pracy.

"Kociołek nie wspomniał w przemówieniu, jaki był charakter tych manifestacji, nie wspomniał o ich przyczynach, zabitych robotnikach i wprowadzeniu wojska do miast (...) choć posiadał wiedzę na ten temat, nie wyciągnął żadnych wniosków i nie podjął działań, aby zminimalizować skutki" - zaznaczył Szegda.

Prokurator w swej mowie zacytował także słowa związane z pomnikiem upamiętniającym ofiary grudniowych wydarzeń: "Pomordowanym - na znak wiecznej pamięci. Rządzącym - na znak przestrogi, że żaden konflikt społeczny w Ojczyźnie nie może być rozwiązany siłą. Współobywatelom - na znak nadziei, że zło może zostać przezwyciężone". "Te słowa mają przypomnieć osobom, które decydowały wówczas i decydują obecnie o życiu naszego kraju, że tego rodzaju konfliktów nie rozwiązuje się w taki sposób, iż finalnym efektem jest skierowanie aktu oskarżenia w związku z ich czynami" - dodał Szegda.

Na kolejnym wyznaczonym przez sąd terminie 15 lutego głos mają zabrać oskarżyciel posiłkowy i przedstawiciel NSZZ "Solidarność". Na 1, 19 i 22 marca sąd zaplanował wysłuchanie wystąpień oskarżonych i ich obrońców. W przypadku zrealizowania tego planu wyrok mógłby zapaść jeszcze w końcu marca.

Pierwotnie - gdy w 1995 r. do sądu w Gdańsku wpłynął akt oskarżenia - prokuratura obciążyła odpowiedzialnością za tragedię 12 osób. Wśród nich byli m.in.: b. szef MON gen. Wojciech Jaruzelski, wiceszef tego resortu gen. Tadeusz Tuczapski i ówczesny szef MSW Kazimierz Świtała. Ława oskarżonych stopniowo zmniejszała się z powodu śmierci lub problemów zdrowotnych odpowiadających w tej sprawie.

Proces - już wobec 10 oskarżonych - został przeniesiony do Warszawy z Gdańska w 1999 r. Od 2001 r. trwały żmudne przesłuchania świadków. W maju 2011 r. - po 10 latach rozpraw - sprawa prowadzona przed stołecznym sądem musiała zostać przerwana z powodu śmierci ławnika. Ponowny proces rozpoczęty w lipcu 2011 r. był już prowadzony m.in. bez głównego oskarżonego gen. Jaruzelskiego. "Chciałbym wyrazić uznanie, że sąd w tak krótkim czasie potrafił się ze sprawą uporać" - powiedział o ponownym procesie przed stołecznym sądem Szegda.

Od 14 do 19 grudnia 1970 r. - według szacunków historyków - w ulicznych starciach udział wzięło nawet kilkadziesiąt tys. osób. Do spacyfikowania protestów władze wykorzystały ok. 27 tys. żołnierzy oraz 9 tys. milicjantów i funkcjonariuszy SB. Użyto czołgów, transporterów opancerzonych i śmigłowców.

20 grudnia 1970 r. na VII plenum KC PZPR przyjęto rezygnację Władysława Gomułki z funkcji I sekretarza i członka Biura Politycznego KC. Nowym I sekretarzem został Edward Gierek, dotychczasowy I sekretarz KW PZPR w Katowicach i członek Biura Politycznego KC.

Marcin Jabłoński (PAP)

mja/ abr/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)