Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prokuratura odmówiła dochodzenia ws. zostawienia zwłok w miejscu wypadku

0
Podziel się:

Ratownicy pogotowia nie złamali prawa zostawiając na poboczu zwłoki
mężczyzny, który po wypadku w Mierzęcicach (Śląskie) zmarł przed przewiezieniem do szpitala. Tak
uznała prokuratura w Zawierciu, która odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie znieważenia zwłok.

Ratownicy pogotowia nie złamali prawa zostawiając na poboczu zwłoki mężczyzny, który po wypadku w Mierzęcicach (Śląskie) zmarł przed przewiezieniem do szpitala. Tak uznała prokuratura w Zawierciu, która odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie znieważenia zwłok.

Do wypadku doszło w lipcu tego roku na drodze S1. Ekipa karetki po nieudanej próbie resuscytacji wróciła na miejsce wypadku i zostawiła tam ciało, tłumacząc, że nie może przewozić zwłok.

"Uznaliśmy, że żadna ze służb ratowniczych wezwanych na miejsce tego wypadku nie popełniła przestępstwa znieważenia zwłok" - powiedział w środę PAP prokurator Wojciech Szczygieł z Prokuratury Rejonowej w Zawierciu.

Decyzję o odmowie wszczęcia dochodzenia prokuratura przesłała żonie zmarłego mężczyzny. Dotychczas nie wpłynęło jej zażalenie.

Śledczy zajęli się tą sprawą w sierpniu, po doniesieniach prasowych. O wypadku, do którego doszło 13 lipca, i działaniach służb ratunkowych napisał wtedy "Dziennik Zachodni". Jak podała gazeta, gdy ratownicy z Mierzęcic przyjechali na miejsce, 55-letni ranny mężczyzna był przytomny i był z nim kontakt. W drodze do szpitala stracił przytomność i ratownicy podjęli resuscytację.

Nie pojechali do szpitala, ale na miejsce wezwali karetkę "S" z Będzina, w której był lekarz, i to on jako osoba uprawniona stwierdził zgon. Według relacji strażaków i policjantów, na które powoływała się gazeta, ratownicy wrócili na miejsce wypadku, pozostawili ciało mężczyzny i odjechali.

Przełożeni ratowników krótko po publikacji stanęli na stanowisku, że w działaniu załogi karetki było żadnych uchybień. Dyrektor Rejonowego Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu Marek Jeremicz mówił, że ekipa karetki po zabraniu pacjenta przez ponad 40 minut próbowała go reanimować. Zdołała odjechać zaledwie kilkaset metrów od miejsca wypadku, po czym wróciła na miejsce. "Zwłoki zostawiono na miejscu, z pełnym poszanowaniem, pozostawiając je pod kontrolą policjantów" - zaznaczył dyrektor.

Jak tłumaczył, karetka nie zawiozła ciała do szpitala, bo - według niego - nie zostałoby tam przyjęte. Zwłoki powinna zabrać firma pogrzebowa. Jeremicz wskazywał na brak jednoznacznych przepisów, jak należy postępować w takich sytuacjach.

Po nagłośnieniu sprawy prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz wystosował list do premiera, ministra zdrowia oraz posłów z prośbą "o podjęcie działań legislacyjnych mających na celu ustawowe określenie zasad stwierdzania zgonu i jego przyczyny, wystawiania karty zgonu oraz finansowania związanych z tym kosztów w sposób odpowiadający rzeczywistości społecznej, gospodarczej i administracyjnej".

Hamankiewicz przypomniał, że obecnie obowiązujące regulacje w tym zakresie zawarte są w ustawie z 1959 r. i rozporządzeniu z 1961 r. Zwrócił uwagę, że brakuje jednoznacznych przepisów o finansowaniu kosztów związanych z wystawieniem karty zgonu.(PAP)

kon/ pz/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)