Opublikowane w internecie materiały dotyczące wojny w Afganistanie, a zawierające m.in. informacje nt. wydarzenia w Nangar Khel, nie mają wpływu na pracę Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu, która uzupełnia materiały dotyczące ostrzelania afgańskiej wioski.
Informację taką przekazał w środę PAP płk Jakub Mytych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu. Dodał, że wiadomości, które znalazły się w sieci, są sprzeczne z ustaleniami śledztwa ws. Nangar Khel.
Proces w sprawie zdarzenia, do którego doszło w 2007 r. w Nangar Khel, gdzie zginęło sześć osób, toczy się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiadło siedem osób. W czerwcu sąd nakazał prokuraturze uzupełnić akta sprawy.
Wydarzenie z Nangar Khel znalazło się wśród zdarzeń opisanych w amerykańskich dokumentach wojskowych dotyczących wojny w Afganistanie, a opublikowanych przez portal WikiLeaks.
"Opublikowane materiały nie mają żadnego wpływu na pracę prokuratury. Obecnie zajmujemy się tylko uzupełnianiem materiałów według postanowienia sądu, a to sąd jest gospodarzem sprawy" - powiedział PAP Mytych.
Prokuratura ma uzupełnić akta m.in. o nasłuchy radiowe amerykańskiego wywiadu z dnia tragedii, dokumentację medyczną pomocy udzielonej ofiarom ostrzału, przesłuchanie amerykańskich lekarzy udzielających pierwszej pomocy oraz uzyskanie opinii biegłych kartografów co do dokładnego usytuowania moździerza, z którego pociski spadły na wioskę.
Płk Mytych nie chciał komentować, na jakim etapie są prace związane z kompletowaniem materiałów. Śledczy mają na to czas do września.
Jak dodał, informacje, które zostały zawarte w ujawnionych w internecie dokumentach, są sprzeczne z ustaleniami śledztwa.
Według raportu z 16 sierpnia 2007 r. dotyczącego ataku polskich żołnierzy na wioskę afgańską, żołnierze otworzyli ogień, bo zauważyli czterech rebeliantów. Jeden z wystrzelonych pocisków przebił dach i wybuchł wewnątrz domu, w którym trwało wesele. Autor meldunku zastrzegł, że podaje fakty w postaci, w jakiej je zdobył i wszystkie mogą być nieścisłe.
"Wersje podawane przez oskarżonych znane są opinii publicznej. Oskarżeni początkowo twierdzili, że było dwóch talibów, którzy do nich strzelali i żołnierze mieli odpowiedzieć ogniem. Później przyznali się, że była to nieprawda, mówili, że nikogo nie widzieli i nikt do nich nie strzelał" - stwierdził Mytych.
Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna oraz troje dzieci. Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne.
Na ławie oskarżonych zasiadło siedmiu wojskowych: kpt. Olgierd C. (jako jedyny nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki, Jacek Janik i Robert Boksa.
Sześciu zostało oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia; siódmy - o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od pięciu do 15 lat pozbawienia wolności i - wyjątkowo - kara 25 lat więzienia.
Oskarżeni, którzy zostali aresztowani jesienią 2007 r. na ok. pół roku, odpowiadają przed sądem z wolnej stopy. Nie przyznają się do winy. Obrona twierdzi, że jedną z przyczyn tragedii były wady broni i pocisków. (PAP)
rpo/ abr/ gma/