Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Przewodniczący Rady Europejskiej: urzędnik czy polityk?

0
Podziel się:

Trudno dziś przewidzieć, czy przewodniczący
Rady Europejskiej będzie raczej administratorem czy politykiem -
uznali uczestnicy czwartkowej debaty "Strategia dla prezydenta".
Ich zdaniem, zdecyduje o tym osobowość pierwszego szefa Rady, bo
zapisy Traktatu Lizbońskiego niczego nie przesądzają.

Trudno dziś przewidzieć, czy przewodniczący Rady Europejskiej będzie raczej administratorem czy politykiem - uznali uczestnicy czwartkowej debaty "Strategia dla prezydenta". Ich zdaniem, zdecyduje o tym osobowość pierwszego szefa Rady, bo zapisy Traktatu Lizbońskiego niczego nie przesądzają.

Stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, wybieranego przez przywódców 27 państw UE, przewidziane jest w Traktacie Lizbońskim. Nowy traktat, który jest w trakcie ratyfikacji, ma wejść w życie na początku 2009 roku. Szef Rady byłby wybierany na dwa i pół roku z możliwością drugiej kadencji.

Zdaniem szefa UKIE Mikołaja Dowgielewicza, szef Rady Europejskiej to będzie raczej "chairman" (przewodniczący) niż "president" (prezydent). Zwrócił uwagę, że będzie on mógł np. reprezentować Unię na szczycie UE-USA, ale nie będzie już miał kompetencji np. w kwestii ustalania kwot mlecznych.

Nie będzie też ponosił politycznej odpowiedzialności w sprawach rozstrzyganych w Radzie UE, bo jest to zastrzeżone dla szefa rządu państwa sprawującego przewodnictwo w Unii.

Dowgielewicz podkreślił jednak, że ważna będzie osobowość tego, kto jako pierwszy obejmie tę funkcję, ponieważ to on właśnie "wypełni ramy formalne" zapisane w Traktacie Lizbońskim.

Szef UKIE przewiduje, że stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej umożliwi lepsze programowanie prac UE, bo "zapewni ciągłość (jego kadencja trwa dwa i pół roku, a nie pół roku - jak kadencja prezydencji-PAP) i będzie pilnował strategii UE".

Podobnie jak Dowgielewicz, koordynator ds. UE w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM) Leszek Jesień uznał, że pierwszy szef Rady Europejskiej będzie miał możliwość wyboru: być politykiem lub urzędnikiem.

Ale nawet jeśli już zdecyduje się być politykiem, może dalej wybierać: być politykiem - "emerytem" lub politykiem dynamicznym, sprawującym realne przywództwo. Jesień zwrócił przy tym uwagę, że trudno jest sterować szefami rządów, którzy "z natury rzeczy są przywódcami".

Ekspert PISM przewiduje, że początkowo nowa funkcja będzie raczej funkcją przewodniczącego, ale z czasem przekształci się w prezydenturę. To z kolei może, jego zdaniem, pociągnąć za sobą instytucjonalizację Rady Europejskiej, która dotychczas była raczej nieformalnym spotkaniem równych sobie - szefów państw i rządów - na którym zapadały najważniejsze decyzje polityczne.

Natomiast profesor prawa międzynarodowego z Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego Jan Barcz uważa, że zapisane w Traktacie określenie szefa Rady Europejskiej "jest jasne: +przewodniczący+", a jego kompetencje - jako raczej administracyjne. W jego ocenie, te zapisy są jednak "raczej iluzoryczne", a rzeczywiste działania szefa Rady będą wychodziły poza nie.

Barcz podkreślił jednak, że teraz ważne będą tzw. działania dopełniające, bo w Traktacie z Lizbony wiele obszarów pozostało niedookreślonych, m.in. procedura nominacji owego "prezydenta" i "ministra spraw zagranicznych". Ten ostatni jest - jego zdaniem - "rodzajem stałego komisarza" i powinien podlegać reelekcji, żeby zapewnić ciągłość działania UE w tej dziedzinie.

Zaapelował w związku z tym do polskich polityków, by aktywnie włączyli się do negocjacji w tej sprawie. "Rozpoczyna się dyskusja w sprawie niezwykle istotnych decyzji i trzeba się do niej przyłączyć" - ocenił.

Dyrektor programowy Centrum Europejskiego Natolin i społeczny doradca prezydenta ds. Traktatu Konstytucyjnego i przyszłości UE, Marek Cichocki podkreślił z kolei, że Rada Europejska, nie jest "dużym rządem, a przewodniczący nie jest jego +premierem+". W związku z tym - ocenił - żaden z europejskich polityków, który okazał się dobry "w porządku państwowym", na stanowisku szefa Rady Europejskiej się "nie sprawdzi".

Zaznaczył, że w Unii jest wiele równoważnych "głów państwa", które powinny współpracować, a nie kłócić się. Cichocki przewiduje, że jeśli na tym stanowisku znajdzie się polityk, a nie urzędnik, będzie je definiował szeroko i starał się wzmocnić na tle innych przywódców Rady Europejskiej, szczególnie wobec wysokiego przedstawiciela ds. zagranicznych i bezpieczeństwa; będzie też się starał wpływać na prace Rady UE, zwłaszcza tej ds. Ogólnych.

Ekspert ds. europejskich zwrócił jednak uwagę, że państwa członkowskie są w Radzie Europejskiej równe tylko teoretycznie, bo różnią się między sobą siłą polityczną. Przewodniczący Rady musi, w związku z tym, mieć wyczucie i umieć efektywnie łagodzić ujawniające się sprzeczności. A w tym lepszy jest polityk - uważa Cichocki. (PAP)

bba/ mok/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)