Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Przybył przed postrzałem: można było zażądać esemesów

0
Podziel się:

Nie złamaliśmy prawa, wnosząc o udostępnienie treści esemesów dziennikarzy
w śledztwie o przecieki do mediów z postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej - mówił
prokurator wojskowy z Poznania płk Mikołaj Przybył, zanim strzelił do siebie. Zarzucił mediom
kłamstwa w tej sprawie.

Nie złamaliśmy prawa, wnosząc o udostępnienie treści esemesów dziennikarzy w śledztwie o przecieki do mediów z postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej - mówił prokurator wojskowy z Poznania płk Mikołaj Przybył, zanim strzelił do siebie. Zarzucił mediom kłamstwa w tej sprawie.

Według zapowiedzi medialnych w poniedziałek prokurator generalny Andrzej Seremet miał ogłosić swe decyzje w sprawie prokuratorów wojskowych z Poznania. Według ustaleń kontrolnych Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, bez koniecznej decyzji sądu chcieli oni, aby teleoperatorzy ujawnili im esemesy m.in. dziennikarzy i prokuratorów w śledztwie o przeciek do mediów informacji ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Prokurator generalny miał zapoznać się z wynikami kontroli.

Pod koniec 2011 r. media ujawniły, że - aby wykryć chronione tajemnicą dziennikarską źródła informacji reporterów - prokuratura wojskowa z Poznania wystąpiła nie tylko o billingi, ale i wykazy esemesów i ich treść - Macieja Dudy z tvn24.pl i Cezarego Gmyza z "Rzeczpospolitej", nadzorującego śledztwo smoleńskie prok. Marka Pasionka z Naczelnej Prokuratury Wojskowej (którego podejrzewano o przecieki), wiceszefa NPW gen. Zbigniewa Woźniaka i prokuratora Prokuratury Generalnej Jerzego Engelkinga.

Ostatecznie śledztwo w tej sprawie umorzyła pod koniec 2011 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie, której przekazano to postępowanie. W wątku, dotyczącym spotkania w czerwcu 2010 r. Pasionka z przedstawicielami ambasady USA, umorzenie uzasadniono "brakiem danych uprawdopodobniających popełnienie przestępstwa". Z kolei w wątku rozpowszechniania informacji przez dziennikarzy sprawę umorzono z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu.

W sobotę "Gazeta Wyborcza" podała, powołując się na wyniki kontroli, że prokuratura wojskowa z Poznania sześć razy złamała prawo, żądając by operatorzy sieci komórkowych ujawnili jej treść esemesów dziennikarzy oraz prokuratorów w tej sprawie. Operatorzy tych danych nie udostępnili, powołując się na to, że tajemnicę korespondencji można uchylić tylko za zgodą sądu, której w tej sprawie nie było.

W poniedziałek Przybył mówił, że prok. Łukasz Jakuszewski mógł żądać "wykazu połączeń dowolnego abonenta telefonu, jak również w każdym postępowaniu, niezależnie od wagi przestępstwa". "Stąd też prokurator żądający wykazu połączeń telefonicznych, w tym treści SMS, by wykonać oględziny i analizę - w świetle powyższego stanowiska działał prawidłowo" - dodał.

Za "skandal" Przybył uznał podanie informacji przez prasę, że prokuratura wojskowa kilkukrotnie złamała prawo - "na podstawie jakieś opinii, z którą nie zdążył się zapoznać i ujawnić jej treści Prokurator Generalny". Dodał, że nie wiadomo, czy postanowienia ws. esemesów zostały zaskarżone. "Jeżeli tak, to jakim prawem opinię wydaje jakaś prokuratura apelacyjna przed rozstrzygnięciem sądowym?" - spytał. Według niego taką sytuację można nazwać "przed-sądem" i "próbą bezprawnego wywarcia wpływu na niezawisły sąd zanim jeszcze podjął decyzje".

Za skandaliczne Przybył uznał też "zachowanie rzecznika prasowego Prokuratora Generalnego Mateusza Martyniuka, prokuratora Jacka Skały ze Związków Zawodowych Prokuratorów i Pracowników Prokuratury oraz prokurator Małgorzaty Bednarek reprezentującej Stowarzyszenie Ad. Vocem, którzy poprzez swoje oświadczenia w mediach wydali wyrok skazujący na śmierć zawodową prokuratora Łukasza Jakuszewskiego, nie znając stanu faktycznego sprawy ani obowiązującego stanowiska ekspertów".

Ujawnił, że kilkakrotnie referował (ostatnio w marcu 2011.r) stan śledztwa Seremetowi, "łącznie z przesłuchaniem pana prokuratora generalnego w charakterze świadka". "Pan prokurator generalny Andrzej Seremet miał szczegółową wiedzę na temat stanu śledztwa i podejmowanych czynności i je akceptował" - dodał.

Zwracając się do mediów, Przybył powiedział: "pisząc nieprawdziwe i nieprzemyślane słowa o łamaniu prawa przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Poznaniu Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej, zostaliście włączeni w kampanię zmierzającą do jak najszybszego zlikwidowania tej ostatniej zapory przed systemem zorganizowanej przestępczości, pozwalającej na całkowite i bezkarne okradanie Wojska Polskiego". Według niego proponowane przejście prokuratorów wojskowych do cywilnych struktur prokuratury jest rozwiązaniem nieprawidłowym.

Zarzucił dziennikarzom, że zostali zmanipulowani. Dodał, że jego prokuratura prowadzi najpoważniejsze śledztwa, dotyczące przestępstw gospodarczych o charakterze zorganizowanym na szkodę sił zbrojnych. Według niego "zagrożone są nie tylko setki milionów zł pochodzące z budżetu państwa, ale przede wszystkim życie i zdrowie polskiego żołnierza, który często otrzymuje sprzęt wadliwy lub niesprawny". "W sytuacjach, gdy wysyłamy żołnierzy na misje, jest to niedopuszczalne" - podkreślił.

"Nasze śledztwa obejmują coraz większy zakres i prowadzą do ujawniania nowych nieprawidłowości oraz systemu przestępczych powiązań, na styku działania prywatnej przedsiębiorczości i funkcjonariuszy państwowych decydujących o dystrybucji środków finansowych" - mówił Przybył. "Ujawniliśmy przestępstwa korupcyjne, mechanizmy ustawiania przetargów i wyłudzania ogromnych kwot z budżetu Wojska Polskiego. Moim zdaniem to właśnie z tego powodu jesteśmy bezpodstawnie atakowani" - ocenił.

Według Przybyła media są używane do "kampanii mającej przekonać ośrodki decyzyjne o nieprzydatności i archaiczności systemu wojskowego wymiaru sprawiedliwości". Dlatego też stanowczo zaprotestował przeciw "prowadzeniu zorganizowanej negatywnej kampanii medialnej, w toku której padają nieprawdziwe oskarżenia pod adresem prokuratury wojskowej".

Przypomniał, że 16 listopada 2010 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu wszczęła śledztwo ws. ujawnienia tajemnicy służbowej i rozpowszechniania bez zezwolenia informacji z postępowania dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Śledztwo miało też spowodować zatamowanie przecieków prasowych. "Wszechstronne sprawdzenie okoliczności musiało obejmować również sprawdzenie wątku ewentualnego udziału obcych służb specjalnych, zainteresowanych w podgrzewaniu atmosfery wokół katastrofy smoleńskiej i wzajemnego konfliktowania Polaków. Zwłaszcza w perspektywie nadchodzących w 2011 r. wyborów parlamentarnych i przewidywanej walki politycznej" - dodał.

Według Przybyła śledztwo zaczęło się od notatki służbowej z 10 listopada 2010 r. sporządzonej przez p.o. rzecznika NPW kpt. Marcina Maksjana. Notatka zawierała informację o tym, że "osoba, która przedstawiła się jako redaktor Maciej Duda zażądała odpowiedzi na pytania dotyczące materiału opatrznego klauzulą niejawne". Rzecznik takiej informacji nie udzielił. W odpowiedzi usłyszał, iż wszystkie odpowiedzi znajdują się w "nadzorkach NPW" (aktach nadzoru prokuratorskiego) i aby rzecznik uzyskał dla niego wiedzę od prokuratora Pasionka lub gen. bryg. Zbigniewa Woźniaka - zastępcy NPW.

"Sytuacja taka, kiedy rzekomy dziennikarz ujawnia swoje źródło informacji i wskazuje na potencjalnego sprawcę przestępstwa ujawnienia tajemnicy służbowej, w mojej ocenie była nieprawdopodobna i na początkowym etapie śledztwa wykluczałem możliwość, że do kpt. Maksjana dzwonił dziennikarz" - oświadczył Przybył. Dlatego w planie śledztwa przyjęto założenie dotyczące konieczności weryfikacji wszystkich kontaktów telefonicznych prokuratorów posiadających wiedzę w sprawie.

Przybył przyznał, że na jego polecenie kpt. Łukasz Jakuszewski sporządził szereg postanowień o żądaniu podania danych abonentów numerów telefonicznych z którymi łączyli się prokuratorzy posiadający limitowane informacje. Prokurator ten nie wiedział do kogo w istocie należą lub mogą należeć telefony. "Ja zaś, jako +główny prowadzący+, jak określiły to media, miałem istotne wątpliwości co do tożsamości osób, które próbowały uzyskać od prokuratorów informacje o charakterze niejawnym" - dodał. "Dopiero po uzyskaniu informacji od operatorów sieci telefonicznych na temat danych abonentów mogłem określić czy numer użytkowany jest przez policjanta, księdza, lekarza, czy też przez dziennikarza" - podkreślił.

Jeszcze raz oświadczył, że zarówno on, jak i Jakuszewski pełną wiedzę w tym zakresie posiedli dopiero po uzyskaniu wszystkich danych od operatorów. "Zarzuty, że miałem pełną wiedzę w tym zakresie i podałem przedstawicielom mediów informacje nieprawdziwe są całkowicie bezpodstawne i kłamliwe" - dodał Przybył. "Grożenie mi przez gazety odpowiedzialnością dyscyplinarną za rzekome wprowadzenie opinii publicznej w błąd uważam za jawne godzenie w zasadę niezależności prokuratora i kneblowanie mi ust" - powiedział.

"Sprawdzana w toku śledztwa wersja o udziale obcych służb specjalnych zainteresowanych sprawą katastrofy smoleńskiej uzyskała swoje potwierdzenie w materiale dowodowym" - powiedział Przybył. Według niego "prokurator nadzorujący postępowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej, nie informując o tym wcześniej przełożonych, wszedł w kontakt z przedstawicielami obcych służb specjalnych. Dodał, że prokurator ten nie posiadał ochrony kontrwywiadowczej, która pozwala na weryfikację z kim się tak naprawdę kontaktuje. "Jest rzeczą oczywistą, iż przedstawiciel obcych służb specjalnych może przykładowo twierdzić, że pracuje na rzecz zupełnie innego państwa niż to, jako agent którego się przedstawia" - dodał Przybył.

"O tym, że przedmiotem rozmowy pomiędzy prokuratorem nadzorującym śledztwo smoleńskie (i jak się na szczęście okazało) funkcjonariuszami amerykańskich służb FBI i CIA były fakty dotyczące bezpośrednio postępowania przygotowawczego świadczą jednoznacznie zeznania przesłuchanego przeze mnie agenta FBI" - powiedział Przybył. Działania tego prokuratora ocenił jednoznacznie jako dalekie od profesjonalizmu i obowiązujących reguł. "O śledztwach prokuratorskich, z agentami innych państw, zwykle nie rozmawia się w restauracji. Tak mnie szkolono" - oświadczył Przybył. (PAP)

sta/ malk/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)