Władze Osetii Południowej, gdzie w niedzielę w rejonie granicznym miał miejsce incydent z prezydentami Polski i Gruzji, potwierdziły we wtorek, że doszło do oddania w powietrze serii z broni maszynowej.
Cytowana przez rosyjski dziennik "Kommiersant" minister informacji i prasy Osetii Południowej Irina Gagłojewa powiedziała, że stało się tak, gdy jeden z dżipów, którym jechali ochroniarze, przejechał kilka metrów w stronę posterunku, mimo że zakazano im jazdy w kierunku Achałgori.
"Nasi pogranicznicy nie widzieli prezydentów i podejrzewali, że to prowokacja" - powiedziała przedstawicielka władz południowoosetyjskich, które zaprzeczyły, jakoby w strzelaniu brali udział żołnierze rosyjscy.
Gagłojewa podkreśliła, że w Achałgori nie ma posterunku rosyjsko- osetyjskiego i konwój samochodów złożony z 30 pojazdów podjechał do posterunku południowoosetyjskiego.
Dziennik "Kommiersant" pisze, że niedzielny incydent jest żywo komentowany w Polsce. Gazeta koncentruje się na wypowiedziach krytycznych. (PAP)
mmp/ mc/ jbr/
int.