Wzburzeniem i płaczem reagowali moskwianie na poniedziałkowe zamachy bombowe w metrze, w których zginęło co najmniej 37 ludzi. Wśród dźwięku syren, borykając się z obciążeniem sieci telefonii komórkowej i chaosem komunikacyjnym, Moskwa pogrążyła się w szoku.
Na placu Łubiańskim ludzie zaczęli składać kwiaty - podało radio Echo Moskwy. Pierwszy atak w poniedziałek rano miał miejsce na stacji metra Łubianka.
Niektórzy moskwianie nie kryją oburzenia na imigrantów z Kaukazu i Azji Centralnej, tak jak cytowany przez agencję AFP młody chłopak, którego dziewczyna została ranna w zamachu. "Zacznie się wojna, w metrze są już tylko Tadżycy i ludzie z Kaukazu, nie ma Rosjan, bo się boją" - wykrzykuje chłopak z rozmowie w AFP. Echo Moskwy podało, powołując się na świadka, że na stacji metra Awtozawdodskaja jeden z pasażerów rzucił się na dwie kobiety-muzułmanki, które wsiadły do wagonu.
Nikt dotąd nie wziął odpowiedzialności za zamach, ale Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB)
za główną wersję dochodzenia przyjęła, że stoi za nim "grupa terrorystyczna powiązana z Kaukazem Północnym", a samobójczych ataków dokonały dwie kobiety.
Policja sprawdza w metrze torby i bagaże. Wielu mieszkańców musiało w poniedziałek udać się do pracy piechotą z powodu ogromnych korków.
Prawie połowa poszkodowanych w zamachach to ludzie młodzi, do 40 lat - powiedziała przedstawicielka ministerstwa zdrowia Tatiana Golikowa. Zapowiedziano już, że wtorek będzie dniem żałoby w rosyjskiej stolicy.
Jeden z rozmówców AFP, który był w metrze tuż po zamachach i utknął w wagonie w jednym z tuneli, mówił agencji: "Jestem w szoku. Kiedy jedziesz do pracy, nie oczekujesz czegoś takiego".(PAP)
awl/ kar/
5942511 int.