W Rosji jest obecnie więcej sierot, niż było ich w latach wojny: 697 tys. wobec 678 tys. w latach 40. zeszłego wieku; dwie trzecie z nich to tzw. sieroty społeczne, których co najmniej jedno z rodziców żyje - pisze w piątek portal internetowy newsru.com.
Portal powołuje się Jelenę Mizuliną, szefową parlamentarnej komisji ds. rodziny, kobiet i dzieci, która zwróciła uwagę na niepokojące zjawisko: w ostatnich dwóch latach do domów dziecka wróciło z rodzin zastępczych ok. 30 tysięcy dzieci.
Deputowana wiąże to zjawisko z brakiem właściwych programów pracy z rodzinami zastępczymi, a także komercjalizacją adopcji dzieci, które ludzie zgadzają się brać pod opiekę głównie dla korzyści materialnych, a gdy pojawiają się problemy wychowawcze, wyrzekają się podopiecznych.
Mizulina podkreśla, że liczba sierot w Rosji jest od czterech do pięciu razy większa niż w Europie czy USA.
Specjaliści alarmują, że każdy zwrot dziecka do zakładu opiekuńczego kaleczy jego psychikę dodatkowo; to cios, gdy najpierw wyrzekają się go biologiczni rodzice, a potem jeszcze przybrani.
Eksperci uważają, że częściowo za nieudane adopcje winę ponoszą autorzy reklam społecznych, którzy roztaczają przed potencjalnymi rodzinami zastępczymi iluzję, że jest to sprawa prosta i korzystna. W rzeczywistości zaś, jak podkreśla Tatiana Tulczynska z fundacji pomocy dla sierot "Tu i Teraz", wychowywanie cudzego dziecka to ciężkie zadanie.(PAP)
mmp/ kar/