Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Rosjanie wychodzą z Gruzji

0
Podziel się:

Już sobie poszli, nie bójcie się - dzielili się
swoją radością z dziennikarzami mieszkańcy gruzińskiego Igojeti,
między Tbilisi a Gori, na wiadomość o wycofywaniu rosyjskich
oddziałów.

Już sobie poszli, nie bójcie się - dzielili się swoją radością z dziennikarzami mieszkańcy gruzińskiego Igojeti, między Tbilisi a Gori, na wiadomość o wycofywaniu rosyjskich oddziałów.

Już w piątek w czasie rosyjskiej ewakuacji ustaloną przez - jak sami siebie określali- rosyjskich żołnierzy pokojowych granicę przejeżdżały samochody z mieszkańcami okolicznych wsi i miasteczek.

Ich pasażerowie byli uważnie lustrowani, sprawdzano także zawartość bagażników.

Kierowca polskich dziennikarzy, w tym wysłannika PAP, Gruzin Dżaba jako pierwszy doszedł do wniosku, że rosyjska armia tym razem naprawdę opuszcza Gruzję.

"Spójrzcie na niebo nad Tbilisi. Jest czyste. Nad Osetią niebo jest szare od dymu spalin czołgowych. Oni chyba rzeczywiście odjeżdżają" - powiedział.

Wycofywanie oddziałów Federacji Rosyjskiej wyglądało na improwizację. Pojedyncze czołgi przez cały dzień to jechały w stronę Tbilisi, to wracały.

Podobnie było z wozami bojowymi, które pędziły okolicznymi bezdrożami bez ładu i składu. Kilka razy nad głowami dziennikarzy przeleciały rosyjskie helikoptery bojowe, zwane tu "krokodylami".

Po kilkugodzinnym oczekiwaniu na zezwolenie na wjazd do Gori Rosjanie przysłali w końcu do rozłożonego przy drodze z Tbilisi do Gori "miasteczka prasowego" ciężarówkę, dowodzoną przez jasnowłosego majora, który się jednak nie przedstawił.

"Nie filmujcie mnie, cywilizowani ludzie proszą zazwyczaj o zgodę na filmowanie. Jesteście cywilizowani, czy nie?" - pytał z przekąsem amerykańskiego operatora.

Mimo takiego powitania Rosjanin przywiózł dobre wiadomości: wielka, zielona ciężarówka przyjechała, by zabrać dziennikarzy do Gori i pozwolić im obejrzeć odjazd wojsk rosyjskich do Osetii Płd.

Mijane wsie, a następnie samo Gori, wyglądały na całkowicie opuszczone. Rozbite szyby stacji benzynowych, czarne kikuty spalonego lasu, kilka rozbitych czołgów, porzucone ciężarówki.

Wizyta w Gori trwała może 20 minut, czyli tyle, ile trzeba na sfotografowanie odjeżdżającej na północ kolumny wojsk pancernych.

W oczy rzucało się obustronne zainteresowanie: ekipy telewizyjne dokumentowały rosyjskie czołgi, członkowie ich załóg pstrykali zdjęcia z pomocą telefonów komórkowych.

"Wyjadą, czy jednak zostaną?" - zastanawiał się Dżaba, odwożąc polskich dziennikarzy do hotelu w Tbilisi.

"A jednak wyjadą!" - orzekł już chyba całkowicie przekonany co do prawdziwości swej prognozy, gdy tuż za Igojeti ujrzał kolumnę gruzińskiej policji i wojska.

Uzbrojeni żołnierze i policjanci gruzińscy przygotowywali się do przejęcia władzy na terenach, gdzie w ostatnich dniach niepodzielnie królowali Rosjanie.

Jarosław Junko (PAP)

jjk/ ksaj/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)