Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Ruszył proces w sprawie głośnego zabójstwa w wydawnictwie Magnum-X

0
Podziel się:

#
dochodzą szczegóły rozprawy
#

# dochodzą szczegóły rozprawy #

10.01. Warszawa (PAP) - Ruszył proces w sprawie zabójstwa w wydawnictwie Magnum-X w 2012 r. Prezes wydawnictwa Cezary S. jest oskarżony o zdetonowanie granatu i zaatakowanie nożem wiceprezesa Krzysztofa Zalewskiego.

Po odczytaniu w piątek aktu oskarżenia przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga podsądny nie przyznał się do zarzutów. Twierdził, że to nie on zdetonował granat, a potem tylko się bronił przed atakiem nożem Zalewskiego. S., którego do sądu doprowadzono z aresztu, grozi dożywocie. Wersję S. kwestionuje prokuratura, przekonana o winie S.

Do zbrodni doszło 10 grudnia 2012 r. w biurowcu na warszawskim Grochowie, w siedzibie spółki Magnum-X, wydawcy czasopism poświęconych tematyce wojskowej. Od kilkunastu ran zadanych nożem zginął Zalewski, wiceprezes wydawnictwa i ekspert lotniczy. Według prokuratury ciosy zadał 48-letni prezes wydawnictwa Cezary S. Zanim zaatakował nożem Zalewskiego, zdetonował - jak ustalił biegły - granat. W wyniku eksplozji ucierpiały trzy osoby: sprawca, Zalewski oraz trzeci członek zarządu Andrzej U.

Zalewski w mediach prawicowych kwestionował oficjalne ustalenia ws. katastrofy smoleńskiej. Prokuratura ustaliła, że nie ma związku między jego śmiercią a tymi wypowiedziami. W 2011 r. Zalewski bez sukcesu startował do Sejmu z listy PiS w Warszawie.

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga postawiła S. zarzut zabójstwa Zalewskiego i usiłowania zabójstwa U. Wcześniej w stanie krytycznym S. trafił do szpitala; detonacja oderwała mu prawą dłoń i ciężko raniła w brzuch (zawleczka granatu wbiła mu się w ciało). Sąd zastosował wobec niego areszt na specjalnej sesji wyjazdowej w szpitalu. Po wysłuchaniu opinii lekarza sąd zdecydował, że S. może przebywać w więziennym szpitalu.

Z ustaleń śledztwa wynika, że w siedzibie wydawnictwa odbywało się spotkanie zarządu, podczas którego doszło do nieporozumienia m.in. na tle rozliczeń finansowych. Zdaniem prokuratury to właśnie stanowiło tło zabójstwa. Biegli uznali, że S. w chwili ataku nożem - ale nie przy wcześniejszej detonacji - miał ograniczoną poczytalność.

W śledztwie podejrzany nie przyznał się do zarzutów i złożył wyjaśnienia - jak podawała prokuratura - sprzeczne z zebranym materiałem. Twierdził, że Zalewski zaatakował go jako pierwszy, a on tylko się bronił. S. utrzymuje też, że to nie on przyniósł granat i go zdetonował, tylko członkowie zarządu. Zamówiona przez prokuraturę opinia pirotechniczna wskazuje jednak, iż granat odpalił oskarżony.

Obrońca S. mec. Grzegorz Majewski uchylił się od odpowiedzi na pytanie PAP, czy kwestionuje opinie biegłych.

Także w sądzie S. nie przyznał się do zarzutów. "Jestem ofiarą wybuchu, a nie jego sprawcą" - oświadczył. "Nigdy nie miałem zamiaru zabójstwa" - podkreślił. Dodał, że nigdy by sobie na to nie pozwolił - jako ojciec czwórki dzieci oraz wnuk i syn lekarzy. Zarzucił prokuraturze stronniczość.

Oskarżony dodał, że nie pamięta wydarzeń z tragicznego dnia, m.in. dlatego, że był wtedy pod wpływem silnych leków. Nie zaprzeczył, że uderzał Zalewskiego nożem w "nieświadomej reakcji na bezpośredni atak". Wyraził żal, że skutkiem tego była śmierć jego wspólnika i ojca chrzestnego jego syna; poprosił o przebaczenie członków rodziny zabitego.

S. odmówił odpowiedzi na pytania. W odczytanych przez sąd wyjaśnieniach ze śledztwa, a składanych w szpitalu, mówił, że zarzut jest nieprawdziwy. Twierdził, że to Zalewski przyniósł granat i pchnął go nożem do otwierania korespondencji. "Działając w afekcie, oddałem mu innym nożem; nie pamiętam ile razy" - mówił S. Podkreślał, że to on sam odniósł najcięższe rany.

W śledztwie S. twierdził też, że w czasie feralnego spotkania nie było żadnych zarzutów wobec niego ze strony wspólników, "od razu nastąpił wybuch". Według S. wcześniej Zalewski skarżył mu się słowami: "Choć mamy takie same brzuchy, to mam najmniejsze udziały". S. mówił też, że w rocznicę katastrofy smoleńskiej Zalewski kupił na bazarze szablę japońską i granat, by - jak miał mówić S. - sprawdzić czy można go wnieść na pokład samolotu. "Powiedziałem mu: gratuluję. Dodałem, że grozi za to do 10 lat więzienia" - oświadczył S. Podkreślił, że on sam nigdy nie miał granatu.

Prok. Bartłomiej Szyprowski powiedział dziennikarzom, że zebrany materiał dowodowy wyklucza, by S. działał w ramach obrony.

Jako oskarżyciel posiłkowy występują wdowa po Zalewskim i Andrzej U. (nie stawił się w piątek). Wdowa zeznała, że przed śmiercią mąż dowiedział się od U., iż S. oszukuje wspólników i wyprowadza pieniądze z firmy. Miał bowiem utworzyć trzy spółki pośredniczące w drukowaniu magazynów przez Magnum X.; na czele jednej z nich miała stanąć konkubina S. i inni obywatele Ukrainy i Rosji. Dodała, że mąż nie miał żadnej broni. Nic też nie wiedziała, aby chciał on wnieść granat do samolotu.

Sprawę odroczono do 11 marca. Proces może nie trwać długo - na razie wyznaczono terminy do połowy kwietnia. Prokuratura wniosła o przesłuchanie kilkunastu świadków. W pięcioosobowym składzie sędziowskim zasiada m.in. sędzia Barbara Piwnik, b. minister sprawiedliwości.(PAP)

sta/ bos/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)