Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Ruszył proces zwolnionej z IPN za rzekome "kłamstwo lustracyjne"

0
Podziel się:

Przed warszawskim sądem ruszył w środę proces lustracyjny Ireny G. -
zwolnionej dyscyplinarnie urzędniczki działu kadr Instytutu Pamięci Narodowej. IPN chce, by sąd
uznał, że jest ona kłamcą lustracyjnym. Kobieta powtarza, że nie współpracowała z bezpieką.

Przed warszawskim sądem ruszył w środę proces lustracyjny Ireny G. - zwolnionej dyscyplinarnie urzędniczki działu kadr Instytutu Pamięci Narodowej. IPN chce, by sąd uznał, że jest ona kłamcą lustracyjnym. Kobieta powtarza, że nie współpracowała z bezpieką.

Na początku 2010 roku urzędniczka działu kadr IPN została zwolniona dyscyplinarnie za złożenie nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego (zgodnie z prawem oświadczenie lustracyjne musi złożyć każdy pracownik Instytutu).

Według prokuratora IPN w jej teczce są dokumenty wskazujące na to, że od kwietnia 1987 do grudnia 1989 r. współpracowała ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Sprawując funkcję zastępcy kierownika wydziału społeczno-administracyjnego Urzędu Dzielnicowego Warszawa Praga Północ, G. miała być zarejestrowana jako "kontakt operacyjny" SB pod pseudonimem Iwona.

"Stanowczo zaprzeczam. Nigdy nie byłam współpracownikiem SB. Wniosek prokuratury jest niesłuszny a oskarżenie bezpodstawne" - powiedziała w środę Irena G. przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Jej zdaniem większość dokumentów mających świadczyć o jej rzekomej współpracy zostało sfabrykowanych.

Kobieta walczy także przed innym sądem o przywrócenie do pracy w IPN. Jednak do czasu wydania orzeczenia przez sąd lustracyjny, tamto postępowanie zostało zawieszone.

Pełnomocnik b. urzędniczki z IPN mec. Andrzej Siedlecki przekonywał, że wbrew twierdzeniom śledczych nie ma żadnego materialnego dowodu wskazującego na to, by kobieta świadomie współpracowała z organami MSW. "Poza tym pozbawiono ją pracy bez wyroku sądowego" - powiedział mecenas.

Przed sądem zeznania złożyło dwóch świadków, b. pracowników Biura "B" MSW. Była to jednostka organizacyjna resortu spraw wewnętrznych PRL, działająca w latach 1956-1990. Biuro zajmowało się obserwacją operacyjną osób i obiektów, przeprowadzaniem wywiadów i ustaleń, a także wstępnym rozpoznaniem i zabezpieczeniem operacyjnym przebywających na terenie Polski dyplomatów i cudzoziemców.

Zarówno Janusz W., jak i jego ówczesny przełożony Janusz O. (dziś obaj na emeryturze)
zeznali, że nie znają Ireny G. i nie przypominają sobie, czy kiedykolwiek ją widzieli. Mężczyźni przyznali jednak, że jako kierowniczka wydziału społeczno-administracyjnego urzędu dzielnicowego była w kręgu zainteresowań Biura.

W., który od grudnia 1979 do marca 1990 r. pracował w strukturach resortu spraw wewnętrznych PRL, zapewnił, że sporządzane przez niego dokumenty były zawsze zgodne z prawdą. Przyznał, że osoby, które określił jako figurantów, mogły nie wiedzieć, że zostały zarejestrowane jako "kontakty operacyjne". "Tylko TW byli świadomymi współpracownikami. W tamtych czasach chodziło głównie o badanie nastrojów społecznych" - powiedział świadek.

W. oświadczył, że on także czuje się pokrzywdzony. "W 2010 roku odebrano mi część emerytury, nie wiem dlaczego. Nie chcę tej pani zrobić krzywdy. Zapomniałem, co było 22 lata temu" - powiedział.

Proces został odroczony do czerwca. Wtedy zeznania ma złożyć główny świadek IPN, b. chorąży SB Tadeusz M., który - jak napisała przed rokiem "Polityka" - w grudniu 1986 r. złożył wniosek o zgodę na "opracowanie kandydata na kontakt operacyjny (k.o.)", a także pisał notatki i raporty na temat Ireny G.(PAP)

gdyj/ abr/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)