Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

SA: proces b. naczelnego "Wprost" z Urbanem - od początku

0
Podziel się:

Proces o ochronę dóbr osobistych, w którym b. naczelny "Wprost" Marek Król
żąda od redaktora naczelnego "Nie" Jerzego Urbana przeprosin za zarzut agenturalności, będzie
toczył się od początku - orzekł we wtorek warszawski sąd apelacyjny.

Proces o ochronę dóbr osobistych, w którym b. naczelny "Wprost" Marek Król żąda od redaktora naczelnego "Nie" Jerzego Urbana przeprosin za zarzut agenturalności, będzie toczył się od początku - orzekł we wtorek warszawski sąd apelacyjny.

W grudniu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Urban nie musi przepraszać Króla i publikować sprostowania twierdzeń, by był on agentem SB. Od tego orzeczenia apelację złożył pełnomocnik powoda. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił grudniowe orzeczenie i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy.

"Podstawą takiego rozstrzygnięcia jest nierozpoznanie istoty sprawy w I instancji" - mówił, uzasadniając orzeczenie SA, sędzia Jacek Sadomski.

W 1996 r. tygodnik Urbana po raz pierwszy napisał, że Król - przez 18 lat redaktor naczelny "Wprost" - był agentem SB o kryptonimie "Rycerz". Powtórzono to w 2005 r., powołując się na oficera SB. Właśnie te dwie publikacje stały się powodem procesu wytoczonego pięć lat temu. W 2006 r. "Rzeczpospolita" podała, że b. oficer SB Witold N., zeznając przy zamkniętych drzwiach jako świadek w tym procesie, potwierdził informacje "Nie".

Według sądu I instancji dziennikarze "Nie", publikując artykuły na temat Króla, "zachowali należytą staranność". Za wiarygodne sąd okręgowy uznał także zeznania Witolda N. Ponadto sąd ten zastrzegł w grudniu 2009 r., że nie rozstrzygał o prawdziwości dokumentów, tylko badał fakt dochowania staranności przez autorów publikacji.

Jak uznał jednak we wtorek sąd apelacyjny, orzeczenie I instancji nie odniosło się do wszystkich zarzutów pozwu, m.in. kwestii rzekomej współpracy Króla także z Urzędem Ochrony Państwa już po 1989 r. Ponadto, jak zaznaczył SA, formalnym błędem było tajne przesłuchanie Witolda N. "Kodeks postępowania cywilnego w ogóle nie przewiduje czegoś takiego jak wyłączenie jawności" - mówił Sadomski. Dodał, że w ponownym procesie sąd musi rozstrzygnąć, czy okoliczności, o których zeznawał N., są objęte tajemnicą.

Usatysfakcjonowany wtorkowym orzeczeniem sądu był pełnomocnik Króla, mec. Aleksander Berger. Jak mówił przed sądem, podane w "Nie" informacje dotyczące rzekomej współpracy Króla "były gołosłowne".

Jeszcze w 1996 r., w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" na pytanie, czy był agentem, Król odpowiadał: "Niczego w życiu nie podpisywałem. (...) Gdy w 1985 r. zostałem zastępcą naczelnego +Wprost+, to raz na miesiąc, raz na dwa miesiące, przychodził do redakcji jakiś facet z SB, meldował się w sekretariacie i pytał o nastroje".

W 2007 r. "Wprost" przyznało, że Marek Król był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseud. Adam. Król zaprzeczał, by jego kontakty jako wiceszefa "Wprost" z oficerem SB w latach 80. miały charakter tajnej współpracy. (PAP)

mja/ itm/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)