Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sędzia znów chory; proces o grudzień'70 spadł z wokandy

0
Podziel się:

Choroba sędziego to powód, dla którego z wokandy spadły grudniowe terminy
procesu gen. Wojciecha Jaruzelskiego i innych oskarżonych o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa
robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. Kolejny termin sprawy jest wyznaczony na 6 stycznia.

Choroba sędziego to powód, dla którego z wokandy spadły grudniowe terminy procesu gen. Wojciecha Jaruzelskiego i innych oskarżonych o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. Kolejny termin sprawy jest wyznaczony na 6 stycznia.

Kłopoty ze zdrowiem sędziego Piotra Wachowicza już wiele razy powodowały długie przerwy w tym trwającym od ośmiu lat procesie, który powoli dobiega końca. Ostatnia przerwa z tego powodu trwała od czerwca do października br.

W listopadzie br. sędzia Urszula Krzynówek zastąpiła sędziego Wachowicza jako przewodniczącego składu Sądu Okręgowego w Warszawie w tej sprawie. Sędzia Wachowicz pozostał w składzie sądu, w którym sędzia Krzynówek od początku zasiadała.

Jak wyjaśniał PAP rzecznik sądu sędzia Wojciech Małek, taką -jak przyznał - precedensową decyzję podjęto, by usprawnić postępowanie. Małek przypomniał, że sędzia Wachowicz ma od dawna kłopoty ze zdrowiem, a jako przewodniczący składu musiał on np. przez długi czas odczytywać akta sprawy, co sprawiało mu trudności.

Obrońca Jaruzelskiego mec. Jan Borowicz był zaskoczony zmianą, choć przyznał, że może to usprawnić proces. Zwrócił jednak uwagę, że wobec ewentualnej nieobecności sędziego Wachowicza z powodów zdrowotnych, zmiana i tak niewiele by pomogła.

Niedawno sąd zaczął jedną z ostatnich czynności w procesie, tzw. zaliczanie materiału dowodowego. Sąd będzie odczytywał na wniosek obrony niektóre zeznania świadków nieżyjących oraz inne dokumenty sprawy.

Najnowsza opinia lekarzy stanowi, że stan zdrowia 86-letniego Jaruzelskiego pozwala na sądzenie go tylko przez 2 godz. dziennie i dwa razy w tygodniu. Obrona przyznaje, że opóźni to zakończenie procesu, co jest prognozowane na marzec 2010 r.

We wrześniu br. o tę przedłużającą się sprawę pytała sejmowa komisja sprawiedliwości. Wiceminister sprawiedliwości Piotr Kluz powiedział posłom, że "po stronie sędziego referenta leży szereg przyczyn, które sprawiają, że przewlekłość postępowania jest już rażąca". Kluz zaznaczył, że ewentualna zmiana sędziego (w składzie nie ma zapasowego) oznaczałaby, iż proces musiałby ruszyć od początku, ale sędzia miał deklarować, że mimo kłopotów ze zdrowiem dokończy sprawę.

Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier PRL Stanisław Kociołek i trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie.

W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r.

W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie ruszał; na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r. W 1999 r. przeniesiono go do Warszawy, gdzie jesienią 2001 r. ruszył na nowo - sprawy kilku chorych podsądnych kolejno z niego wyłączano. Od tego czasu trwały żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób.

W akcie oskarżenia napisano, że tylko Rada Ministrów mogła podjąć decyzję o użyciu broni, a w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. On sam wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Grzegorz Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich.(PAP)

sta/ pz/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)