Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sikorski i Miliband o sytuacji w Iranie

0
Podziel się:

Sytuacja w Iranie zdominowała wtorkowe spotkanie ministrów spraw
zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego i Wielkiej Brytanii Davida Milibanda. Szef polskiego MSZ
zapowiedział, że na środę został wezwany ambasador Iranu w Polsce, by przekazać mu polskie
stanowisko dotyczące wydarzeń w Teheranie. Miliband poinformował, że w odpowiedzi na wydalenie
dwóch brytyjskich dyplomatów, Wielka Brytania musi wydalić dwóch irańskich dyplomatów.

Sytuacja w Iranie zdominowała wtorkowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego i Wielkiej Brytanii Davida Milibanda. Szef polskiego MSZ zapowiedział, że na środę został wezwany ambasador Iranu w Polsce, by przekazać mu polskie stanowisko dotyczące wydarzeń w Teheranie. Miliband poinformował, że w odpowiedzi na wydalenie dwóch brytyjskich dyplomatów, Wielka Brytania musi wydalić dwóch irańskich dyplomatów.

Ogłoszenie 10 dni temu oficjalnych wyników wyborów, według których zdecydowanie zwyciężył obecny prezydent Mahmud Ahmadineżad, wywołało w Iranie bezprecedensową falę protestów i zamieszek. Tylko w ostatnią sobotę zginęło co najmniej 10 osób, a siedem w minionym tygodniu.

Sikorski powiedział na konferencji prasowej w Warszawie po spotkaniu z Milibandem, że Polska w pełni popiera stanowisko Unii Europejskiej, które mówi, że naród irański powinien mieć prawo wybrać swój własny rząd. "Uważamy, że UE powinna w tej sprawie działać solidarnie na rzecz przestrzegania praw człowieka, praw obywatelskich i praw wyborczych narodu irańskiego" - podkreślił szef polskiego MSZ.

Zaznaczył, że strzelanie do bezbronnych manifestantów protestujących w sprawie wyborów to jest coś, co Polaków porusza do głębi, więc - jak mówił - "szanując prawo Iranu do stanowienia swojej konstytucji, swoich praw i obyczajów jednak będziemy wskazywać, że wizerunek Iranu będzie cierpiał, jeżeli wątpliwości co do (wyników) wyborów nie zostaną wyjaśnione". Polski minister podkreślił, że społeczeństwo irańskie ma niezbywalne prawo do demonstrowania, do wolności słowa, a także do respektowania głosów oddanych w wyborach.

Z kolei brytyjski minister zaznaczył, że całkowicie bezpodstawną jest retoryka, którą stosuje Teheran, że to państwa europejskie są winne temu, iż ludzie w Iranie wyszli na ulicę i demonstrują. "Nie ma absolutnie prawdy w tym, że demonstracje i spotkania w Iranie są pobudzane przez obce siły" - powiedział.

"Z przykrością muszę stwierdzić, że teraz rząd irański tę retorykę przekształcił w działania skierowane przeciwko Wielkiej Brytanii" - podkreślił. Miliband poinformował, że Wielka Brytania w odpowiedzi na wydalenie przez Teheran dwóch brytyjskich dyplomatów musi wydalić dwóch irańskich dyplomatów. "Ta retorsja jest bardzo przykrym działaniem, ale niestety koniecznym w świetle działań, jakie podejmuje rząd irański" - podkreślał Miliband.

Zaznaczył, że dyplomaci brytyjscy zostali wydaleni bez podania powodu ze strony Teheranu, a - jak zaznaczył - nie było żadnej prowokacji ze strony Wielkiej Brytanii. "Władze irańskie nie podały żadnych powodów, wytłumaczenia, sygnałów, dlaczego w sposób zupełnie nieuzasadniony wydaliły dwóch brytyjskich dyplomatów" - mówił brytyjski minister.

"Uważamy, że atak skierowany przeciwko jednemu krajowi europejskiemu jest atakiem skierowanym przeciwko wszystkim krajom europejskim" - oświadczył Miliband. Pytany, co oznaczają te słowa, odparł, że nie jest to sugestia, żeby inne stolice europejskie wydalały irańskich dyplomatów. "Natomiast ten nieuzasadniony atak jest atakiem na zasady reprezentacji dyplomatycznych, które dotyczą wszystkich krajów" - tłumaczył minister Wielkiej Brytanii.

Dodał, że w poniedziałek Europa zademonstrowała bardzo dobitnie swoją jedność, wydając wspólne oświadczenie w sprawie sytuacji w Iranie. "I naprawdę szczerze wierzę, że nie nastąpi eskalacja wydarzeń ani skierowanych przeciwko Wielkiej Brytanii, ani żadnemu innemu krajowi" - powiedział Miliband.

Sikorski podkreślił, że w pełni podziela stanowisko ministra Milibanda. "Cieszę się, że nasze wszystkie unijne ambasady współpracują i uzgadniają stanowisko tam na miejscu, w Teheranie" - dodał. Poinformował, że Polska wezwała na środę ambasadora Iranu i przekaże mu swoje stanowisko wobec wydarzeń w tym kraju. Brytyjski minister zaznaczył, że ponieważ wydalenie dyplomatów z Iranu było zupełnie bezpodstawne, to jest mu bardzo miło, że spotkało to się z takim odzewem, o jakim mówił Sikorski.

"My jesteśmy za pokojowym protestem (Irańczyków) i pokojową reakcją na działania władz irańskich. W niczyim interesie nie leży, żeby była przemoc i nastąpiły represje. Nie mamy zamiaru zmniejszenia naszej obecności dyplomatycznej (w Teheranie), bo to jest czas, kiedy dyplomacja będzie odgrywać większą a nie mniejszą rolę. Bardzo głęboko jest nam żal, że całkowicie bezpodstawnie zostało zaatakowanych dwóch brytyjskich dyplomatów" - mówił Miliband.

Jak zastrzegł, to od Irańczyków będzie zależało, jaki sobie rząd wybiorą. Natomiast - jak mówił - państwa europejskie dążą do tego, żeby ci ludzie mogli korzystać ze swoich praw i żeby rząd irański postępował odpowiedzialnie.

Tematami rozmów ministrów były także: Partnerstwo Wschodnie, polityka wobec Rosji, wspólne wysiłki na rzecz stabilizacji sytuacji w Afganistanie i Pakistanie, sytuacja w Mołdawii, zmiany klimatyczne, sprawy energetyczne oraz Traktat Lizboński. "Obaj chcemy, żeby ten Traktat jak najszybciej został wprowadzony w życie" - zapewniał brytyjski minister.

Jak dodał, Partnerstwo Wschodnie jest dobrym przykładem tego, w jaki sposób wejście nowych państw do UE wprowadziło "nowe życie i nową równowagę" do struktur europejskich. "Bez rządu polskiego po prostu tego Partnerstwa Wschodniego by nie było" - podkreślił Miliband.

Sikorski zaś poinformował, że poprosił o poparcie Wielkiej Brytanii dla kandydatur Jerzego Buzka i Włodzimierza Cimoszewicza w boju o stanowiska w instytucjach europejskich.

Wcześniej Miliband wziął udział w spotkaniu zorganizowanym przez DemosEuropa, gdzie mówił m.in. o swojej rodzinie, która pochodziła z Polski. "Jestem jednym z miliona Brytyjczyków, który ma polskie korzenie, rodzice mojego ojca mieszkali w Polsce, którą opuścili pod koniec I wojny światowej, a moja matka było uratowana przez tych, którzy narażali swoje życie, walcząc z nazistami" - powiedział.

Podkreślił, że przyjechał do Polski nie tylko ze względu na dyplomatyczne sprawy, ale z ciekawości, by poznać miejsce, w którym urodzili się jego dziadkowie i matka. "Przyjechałem tutaj z podziwu dla siły ducha polskości, ognia, który nie zgasł przez 44 lata komunizmu" - zaznaczył. Podczas swojego wystąpienia wspominał również żołnierzy polskich, którzy walczyli razem z Brytyjczykami podczas II wojny światowej. Jak podkreślił, "są to rzeczywiste więzi, które łączą oba kraje".(PAP)

eaw/ ajg/ la/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)