Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Śląskie: Ruszył proces b. prezydenta Świętochłowic

0
Podziel się:

#
dochodzi szersza relacja z przebiegu rozprawy i wypowiedź b. prezydenta
#

# dochodzi szersza relacja z przebiegu rozprawy i wypowiedź b. prezydenta #

07.12. Mikołów (PAP) - Przed Sądem Rejonowym w Mikołowie rozpoczął się w środę proces byłego prezydenta Świętochłowic Eugeniusza Mosia, oskarżonego o przyjmowanie łapówek w czasach, gdy pełnił urząd.

Razem z nim na ławie oskarżonych zasiadają cztery inne osoby, w tym współpracownicy z magistratu. Wszyscy oświadczyli w środę, że nie przyznają się do winy.

Według aktu oskarżenia Moś, który został wybrany na prezydenta w 2002 r., władzę w mieście sprawował wedle zasady "dziel i rządź". "Popleczników w radzie miasta uzyskiwał poprzez polecenie zatrudniania ich samych bądź członków ich rodzin w podległych urzędowi miejskiemu zakładach budżetowych, w spółce gminnej, a nawet w spółkach miast ościennych" - mówiła odczytując uzasadnienie aktu oskarżenia prokurator Karina Kamińska-Synowiec.

Jeden z obrońców, Jerzy Zaleski, domagał się zwrotu sprawy prokuraturze, wskazując na niespójności i uchybienia w akcie oskarżenia. Sąd nie uwzględnił tego wniosku. Uznał, że braki, na które wskazał adwokat, można usunąć w toku procesu.

Jeszcze przed otwarciem przewodu sądowego obrońca matki b. prezydenta Lidii M. wniósł o powołanie biegłego, który zbada jego klientkę i wypowie się, czy może ona uczestniczyć w rozprawie. Lidia M. ma problemy ze słuchem. Sąd zgodził się na powołanie biegłego, nie przystał jednak na wniosek o odroczenie z tego powodu rozprawy.

Po rozprawie Moś po raz kolejny przekonywał, że zarzuty są oparte na pomówieniach. Określił je jako absurdalne i bulwersujące. "Cała lista oskarżonych to wielkie nieporozumienie. Sąd ma za zadanie rozstrzygnąć, jak rzeczywiście to było, kto to sprowokował, kto sfabrykował, kto kłamał" - powiedział były prezydent. Przekonywał, że on i pozostali oskarżeni padli ofiarą gry interesów i gry o stanowiska.

Tylko jeden z oskarżonych, b. wiceprezydent Świętochłowic Czesław Ch., składał w środę wyjaśnienia. Został on oskarżony o to, że od dwóch pracownic magistratu żądał jednej trzeciej pieniędzy, jakie zarobiły za prace wykonane na postawie zlecenia wojewody śląskiego.

"Umowy były zawierane bez mojego udziału, w oparciu o zarządzenie prezydenta. Ja ich nie opiniowałem ani nie parafowałem" - oświadczył Ch. Przekonywał, że nie żądał od pracownic pieniędzy ani nawet nie sugerował, że mają mu oddać część wynagrodzenia.

Według niego, jedna z kobiet złożyła obciążające go zeznania, bo wcześniej wykrył, że naraziła magistrat na szkodę w wysokości 750 tys. zł, źle obliczając stawki dzierżawy dwóch hałd w Świętochłowicach. Dodał, że w tej sprawie toczy się obecnie śledztwo wszczęte po jego doniesieniu. Dopytywany przez sąd przyznał, że doniesienie w tej sprawie złożył już po postawieniu mu zarzutów w prokuraturze.

Prowadząca śledztwo bytomska prokuratura postawiła Mosiowi sześć zarzutów, przede wszystkim korupcyjnych. Na ławie oskarżonych zasiada także m.in. Jolanta S.-K., sekretarz miasta za rządów Mosia. Oboje zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i aresztowani na początku 2010 r. W procesie odpowiadają z wolnej stopy.

Innym oskarżonym jest były zastępca prezydenta Mosia Czesław Ch., a także Jerzy L., który był członkiem zarządu Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Świętochłowicach. L. jest oskarżony o to, że w 2009 r. nakłaniał prezesa MPGK Piotra B. do wręczenia Mosiowi kwoty równej jednej trzecią premii przyznanej mu za 2008 r. przez radę nadzorczą przedsiębiorstwa. Matka Mosia Lidia W. odpowiada za wyłudzenie poświadczenia nieprawdy w akcie notarialnym.

Jeden z zarzutów wobec Mosia dotyczy żądania i przyjęcia w pierwszej połowie 2008 r. 50 tys. zł łapówki w zamian za obietnicę podjęcia dla pewnej osoby korzystnych decyzji administracyjnych. Od maja do lipca 2009, działając razem z Jolantą S.-K., prezydent miał zażądać od Piotra B. 100 tys. zł i przyjąć od niego 25 tys. zł. W lipcu 2009 Moś miał przyjąć od Piotra B. 5 tys. zł. W obu tych przypadkach w przekazaniu łapówki miała pośredniczyć sekretarz miasta.

Innym razem prezydent i sekretarz mieli żądać od Gerarda G. kwoty "równoważnej 15-krotności 40 proc. miesięcznego wynagrodzenia brutto", osiąganego przez niego z tytułu zatrudnienia na stanowisku wiceprezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej. W tym przypadku urzędnicy - zdaniem prokuratury - przyjęli 70 tys. zł. Jak wynika z ustaleń śledztwa, także te pieniądze przekazała Jolanta S.-K.

Na przełomie 2006-2007 Moś miał podżegać Sławomira M., aby ten nakłonił inną osobę do wręczenia łapówki skonfliktowanemu z Mosiem jego pierwszemu zastępcy Rafałowi Świerkowi i w ten sposób rzucił na niego cień podejrzeń. Ostatni zarzut wobec Mosia dotyczy wyłudzenia poświadczenia nieprawdy co do ceny zakupu nieruchomości podczas sporządzania aktu notarialnego. Chodziło o zaniżenie o 100 tys. zł ceny domu w Woźnikach i obniżenie w ten sposób opłat towarzyszących transakcji.

Postępowanie w sprawie korupcji w świętochłowickim magistracie rozpoczęło się od doniesienia dwóch osób, zatrudnionych w gminnych spółkach. Powiadomiły ABW, że są zmuszane do wręczania łapówek. Te osoby, które same opowiedziały organom ścigania o korupcji, nie usłyszały zarzutów - skorzystały z klauzuli bezkarności.

W ostatnich wyborach samorządowych Moś ubiegał się o reelekcję. Bezskutecznie - nie wszedł nawet do drugiej tury. W pierwszej poparło go 11,5 proc. głosujących. Po aresztowaniu Mosia jego rodzina wyrażała opinię, że sprawa ma charakter polityczny, a zarzuty wobec niego nie potwierdzą się.

B. prezydent zgodził się na podawanie jego nazwiska.(PAP)

kon/ bos/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)