Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

SN: b. dziennikarze "Rz" częściowo muszą przeprosić Wielkanowskiego

0
Podziel się:

Anna Marszałek i Bertold Kittel nie muszą
przepraszać sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego z Torunia za oceny,
że przyjaźnił się z gangsterem i że w zagadkowy sposób nabył
luksusowe auto - orzekł Sąd Najwyższy. Jednocześnie podtrzymał
orzeczony w niższej instancji nakaz przeproszenia za inne
fragmenty artykułu "Sędzia do wynajęcia".

Anna Marszałek i Bertold Kittel nie muszą przepraszać sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego z Torunia za oceny, że przyjaźnił się z gangsterem i że w zagadkowy sposób nabył luksusowe auto - orzekł Sąd Najwyższy. Jednocześnie podtrzymał orzeczony w niższej instancji nakaz przeproszenia za inne fragmenty artykułu "Sędzia do wynajęcia".

W listopadzie 2000 r. Marszałek i Kittel oraz Grażyna Rakowicz napisali w "Rzeczpospolitej" m.in., że Wielkanowski sądząc oskarżonych o udział w strzelaninie w sądzie wydał "kompromitująco niski" wyrok oraz że oskarżeni zwracali się do sędziego po imieniu.

Sprawa artykułu "Sędzia do wynajęcia" o Wielkanowskim odbiła się szerokim echem w środowisku prawniczym i dziennikarskim. Ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński zawiesił Wielkanowskiego w pełnieniu obowiązków sędziego, a Marszałek i Kittel odbierali nagrody za najlepszy w 2000 r. tekst śledczy.

Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że dziennikarze naruszyli dobra osobiste sędziego przez podanie nieprawdziwych informacji o nim, zarówno gdy chodzi o jego "przyjaźń" z Edwardem Ś., pseud. Tato - szefem toruńskiego gangu, jak i "zagadkowych okolicznościach" nabycia luksusowego mercedesa, oraz o sposobie prowadzenia przez sędziego procesu w sprawie strzelaniny w sądzie. Sąd nakazał przeproszenie Wielkanowskiego w wielu gazetach i stacjach TV.

Dziennikarze odwołali się od wyroku i w lipcu 2007 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zmienił orzeczenie, nakazując dziennikarzom przeprosiny tylko na łamach "Rzeczpospolitej". Pełnomocnik pozwanych mec. Barbara Kondracka złożyła kasację do SN, która w czwartek została rozpatrzona.

Zdaniem pełnomocniczki dziennikarzy, informację o tym, iż Wielkanowski wciąż ma kontakt z Edwardem Ś. (a nie przerwał go w 1992 r., jak sam twierdził), autorzy tekstu uzyskali od ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, który im tę okoliczność potwierdził. Mec. Kondracka podkreślała, że minister sprawiedliwości jest osobą zaufania publicznego i nie trzeba dodatkowo weryfikować informacji od niego pochodzących.

Prawniczka podkreślała też, że nie może być zgody na to, by sędzia nabywał po niskiej cenie luksusowy pojazd, w który potem - jak twierdzi Wielkanowski - włożył ponad 40 tys. zł za części zamienne i nie może tego udowodnić, bo nie ma faktur ani rachunków. "Takie dokumenty przechowuje się choćby na potrzeby gwarancji" - podkreśliła.

Pełnomocnik nieobecnego w sądzie Wielkanowskiego był za oddaleniem kasacji pozwanych i utrzymaniem nakazu przeproszenia sędziego przez dziennikarzy.

Sąd Najwyższy podkreślił w wyroku, że dziennikarze byli uprawnieni do formułowania ocen, że Wielkanowski wciąż jest w dobrych stosunkach z Edwardem Ś., bo tak powiedział im Lech Kaczyński, a poza tym sam Wielkanowski w rozmowie z "Rz" przyznawał, że zna Edwarda Ś. i wyrażał się o nim z uznaniem. "Pan Wielkanowski powiedział, że gdy skończą się +przejściowe+ problemy z wymiarem sprawiedliwości pana Ś., to on poda mu rękę. Zachował więc przyjaźń" - mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Irena Gromska-Szuster.

Sąd Najwyższy uznał też prawo dziennikarzy "Rz" do wyrażania wątpliwości na temat sprawy kupna samochodu. "Sędzia powinien być poza wszelkimi podejrzeniami, a pozwani mieli prawo uznać, że okoliczności transakcji były niejasne i tajemnicze" - mówiła sędzia Gromska-Szuster.

Wskazała jednocześnie, że kwestie związane z prowadzeniem rozprawy przez Wielkanowskiego były opisane w "Rz" nieprawdziwie, dlatego należy za nie przeprosić.

Po artykule w "Rz" media wielokrotnie pisały o Wielkanowskim. W 2002 r. został on zawieszony w czynnościach w związku ze złożeniem fałszywego doniesienia na swą byłą partnerkę - studentkę Beatę K., której zarzucił pomówienie go o wywołanie w 1998 r. awantury w jej mieszkaniu. Okazało się jednak, że to sam sędzia ją wywołał.

Gdy w 2004 r. sędziowski sąd dyscyplinarny uchylił mu immunitet sędziowski, by mógł odpowiadać w tej sprawie, jednocześnie pozbawiono go połowy wynagrodzenia - do czasu prawomocnego zakończenia jego procesu karnego. (PAP)

wkt/ itm/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)