Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

SN podtrzymał wyrok za zabójstwo przy zagadkowym włamaniu z 1980 r

0
Podziel się:

Sąd Najwyższy podtrzymał w czwartek wyrok 15 lat więzienia za zabójstwo
kobiety podczas włamania do jej mieszkania w 1980 r. Krótko potem z zabezpieczonego przez MO
mieszkania w zagadkowy sposób zginęły dzieła sztuki wielkiej wartości - sprawcy nie zostali
wykryci.

Sąd Najwyższy podtrzymał w czwartek wyrok 15 lat więzienia za zabójstwo kobiety podczas włamania do jej mieszkania w 1980 r. Krótko potem z zabezpieczonego przez MO mieszkania w zagadkowy sposób zginęły dzieła sztuki wielkiej wartości - sprawcy nie zostali wykryci.

SN oddalił kasację obrony Krzysztofa Sz., uznanego za winnego tego zabójstwa. Sprawa dotyczyła ujawnionego po ponad 30 latach sprawcy włamania z października 1980 r. w Chorzowie do mieszkania wdowy po zamożnym ginekologu, kolekcjonerze dzieł sztuki, brylantów i innych kosztowności. Starsza kobieta zmarła wskutek uduszenia się kneblem nałożonym jej przez włamywacza.

Nie wiadomo, co zginęło wtedy z mieszkania. Przez następne dwa tygodnie trwały oględziny mieszkania przez MO i prokuraturę, co daje pojęcie o wartości zbiorów. Zaraz po zakończeniu tej czynności, gdy mieszkanie zaplombowano i zdjęto milicyjną ochronę, zostało ono w tajemniczy sposób ogołocone niemal ze wszystkiego - zanim objął je spadkobierca.

"Tam były rzeczy o wartości, którą dziś trudno nawet oszacować" - mówi jeden z adwokatów ze sprawy, który nie wyklucza że z rabunkiem mogli mieć związek ówcześni milicjanci. "Wtedy ludzie mieli na głowie zupełnie inne sprawy" - dodaje. Śledztwa w sprawie włamania i śmierci kobiety oraz ogołocenia mieszkania wówczas umorzono.

Ponad 30 lat potem policyjne archiwum "X", badające niewyjaśnione przestępstwa z dawnych lat, uzyskało zezania mężczyzny, który twierdził, że razem z Krzysztofem Sz. brał udział w pierwszym włamaniu. Henryk C. zeznał, że to właśnie Sz. zakneblował kobietę - zapewniał, że on mu w tym nie pomagał. Obaj mężczyźni przez wiele lat prowadzili wspólnie działalność przestępczą.

Śledczym badającym sprawę trudno było zweryfikować stan faktyczny z 1980 r., bo okazało się, że akta postępowania sprzed 30 lat zniknęły z archiwum prokuratury.

Sz. został skazany w 2010 r. przez Sąd Okręgowy w Katowicach na 15 lat więzienia za zabójstwo kobiety. Sprawę Henryka C. - któremu postawiono zarzut nieudzielenia pomocy duszącej się kobiecie - umorzono z powodu przedawnienia. Sąd uznał, że C. złożył zeznania po tylu latach z powodu "dręczących go wyrzutów sumienia".

Wyrok utrzymał sąd apelacyjny, który oddalił apelację obrońców Sz. Twierdzili oni, że przebieg zdarzeń mógł być całkiem inny, a Henryk C. musiał brać czynny udział w całym zdarzeniu, a nie tylko biernie przyglądać się, jak Sz. miał krępować kobietę. Zdaniem obrony nie mógł tego dokonać tylko jeden sprawca. Adwokaci podnosili, że C. mógł zostać nakłoniony do złożenia takich zeznań.

Obrońcy złożyli kasację do SN, wnosząc o ponowne rozpatrzenie sprawy w sądzie niższej instancji.

"Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale ta sprawa jest zupełnie niezwykła i jako taka wymagałaby szczególnej wnikliwości" - mówił w SN obrońca Sz. z wyboru mec. Tomasz Marek. Podkreślił, że dziwnym trafem akta sprawy z 1980 r. zginęły tuż przedtem, jak C. zdecydował się złożyć swe zeznania, które adwokat odkreślił mianem "wymysłów". Dodał, że C. dostał gwarancję bezkarności po umorzeniu jego sprawy o nieudzielenie kobiecie pomocy.

Prokurator Jerzy Engelking wniósł, by SN oddalił kasację jako oczywiście bezzasadną, bo powtarzała ona tylko argumenty apelacji, co jest prawnie niedopuszczalne.

Trzech sędziów SN uznało kasację za oczywiście bezzasadną. "Zgodzić się z obroną można tylko w jednym: sprawa jest niezwykła i zagadkowa" - mówił w uzasadnieniu postanowienia sędzia SN Kazimierz Klugiewicz. Dodał, że obrona nie wykazała, by sądy w tej sprawie naruszyły prawo.

"Nawet gdyby przyjąć, że C. zeznawał z zemsty czy chęci dokuczenia, to sam taki fakt nie oznacza jeszcze, że kłamał" - mówił sędzia. Dodał, że motywacje świadka to jedna kwestia, a wiarygodność jego zeznań - to druga. Według SN sądy słusznie uznały wiarygodność zeznań C., bo nie pomniejszał on swej roli w całym zdarzeniu.

Sędzia nazwał "dywagacjami" tezę obrony, że C. musiał pomagać Sz. w krępowaniu kobiety. Powołując się na swe doświadczenie, sędzia podkreślił, że czasem ofiary przestępstw tracą życie, gdy stają w obronie rzeczy małej wartości, a innych całkowicie paraliżuje lęk, mimo że mogą stracić przedmioty wielkiej wartości.

Za domniemanie bez dowodu SN uznał twierdzenia obrony, by ktoś celowo ukrył akta sprawy z 1980 r. "One mogły być zniszczone na skutek różnego rodzaju zbiegów okoliczności" - oświadczył sędzia Klugiewicz. Odpierając argumenty obrony, że mogły być tam dowody na niewinność Sz., sędzia podkreślił, że równie dobrze mogły one go obciążać.

"Sądy nie mają obowiązku snuć dywagacji na temat możliwych wersji wydarzeń" - podsumował sędzia.

Mec. Marek powiedział PAP, że nie jest zaskoczony rozstrzygnięciem SN.

Łukasz Starzewski (PAP)

sta/ bos/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)