Zomowcy z plutonu specjalnego pacyfikującego w grudniu 1981 r. kopalnię "Wujek" działali na rozkaz swego dowódcy i celowo mierzyli w górników; w większości to nie były rykoszety - podkreślił Sąd Najwyższy, uzasadniając środową decyzję ws. skazanych zomowców.
"Tylko dlatego, że nie można dziś ustalić, który zomowiec do kogo konkretnie celował, nie odpowiadają oni dziś za zabójstwo" - mówił sędzia Dariusz Świecki w ustnym uzasadnieniu decyzji SN oddalającej kasacje obrony. Sąd dodał, że za PRL "zrobiono wiele", aby zatrzeć ślady zbrodni.
Sąd podkreślił, że strzały zomowców były wymierzone bezpośrednio w protestujących górników, o czym świadczą obrażenia ciała dziewięciu zabitych górników - czterech trafionych w głowę, jeden w szyję, dwóch w klatkę piersiową i dwóch w brzuch.
"Członkowie plutonu specjalnego działali na rozkaz - gdy ich dowódca Romuald Cieślak powiedział +chłopaki, walimy+ i sam zaczął strzelać, był to rozkaz wydany w warunkach stanu wojennego. Za jego niewykonanie groziła im wówczas odpowiedzialność karna" - dodał sędzia Świecki. (PAP)
wkt/ wkr/ bk/