Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sobiesiak: nie było afery hazardowej, Kamiński manipuluje

0
Podziel się:

#
dochodzą informacje po przesłuchaniu zamkniętym dla mediów
#

# dochodzą informacje po przesłuchaniu zamkniętym dla mediów #

11.02. Warszawa (PAP) - Biznesmen Ryszard Sobiesiak oświadczył przed hazardową komisją śledczą, że nie było tzw. afery hazardowej, a on nikogo nielegalnie nie nakłaniał do dokonania zmian w jakiejkolwiek ustawie. Oskarżył b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego o manipulację i kłamstwo.

Na porannym, otwartym dla mediów posiedzeniu komisji, po swej 1,5-godzinnej swobodnej wypowiedzi Sobiesiak złożył wniosek, by jego przesłuchanie przez posłów odbyło się na posiedzeniu zamkniętym. Tego wniosku posłowie nie poparli i zaczęli zadawać pytania. Sobiesiak przez dłuższy czas odmawiał odpowiedzi, powołując się na prawo przysługujące świadkowi. Następnie odpowiedział zdawkowo na kilka pytań, w większości jednak używał stwierdzeń: "nie wiem", "nie pamiętam". Gdy taka sytuacja się przedłużała, posłowie PO i PSL poparli wniosek przewodniczącego komisji Mirosława Sekuły (PO), by kontynuować przesłuchanie biznesmena na posiedzeniu zamkniętym.

Na zamkniętej części posiedzenia komisji Sobiesiak - jak relacjonowali to dziennikarzom posłowie - na pytania już odpowiadał, jednak wiele rzeczy, zwłaszcza pytany o konkrety, nie pamiętał. Jednak Bartosz Arłukowicz (Lewica) powiedział PAP po zakończeniu przesłuchania Sobiesiaka, że ten ujawnił w trakcie zeznań, że już po wybuchu tzw afery hazardowej spotkał się z Mirosławem Drzewieckim w Stanach Zjednoczonych. "Tak przynajmniej twierdzi pan Sobiesiak" - zastrzegł poseł. Jak ocenił, jest to nowy wątek.

Arłukowicz powiedział, że pod koniec przesłuchania pytał Sobiesiaka o informacje zawarte w analizie CBA - materiale przekazanym w sierpniu 2009 r. premierowi Donaldowi Tuskowi - dociekając, czy takie zdarzenia miały miejsce. "W prawie 100 proc. powiedział, że nic takiego nie pamięta" - powiedział Arłukowicz. "Nie pamięta nic, co było w analizie CBA, nie pamięta dlaczego, nie wie z kim, nie wie po co i nie wie, o czym rozmawiał" - relacjonował poseł Lewicy.

Niezadowolony z przebiegu zamkniętej części przesłuchania był Zbigniew Wassermann (PiS). Poseł mówił, że Sobiesiak najczęściej odpowiadał na pytania twierdzeniem, że czegoś nie pamięta, nie kojarzy lub nie wie. Według niego, "tematem tabu" były stenogramy z podsłuchów. Dodał, że kiedy pytania dotyczyły właśnie nich, Sobiesiak "nie wie, nie pamięta, nie rozumie".

"Dowiedzieliśmy się, że zrobiliśmy błąd zgadzając się na zamknięte posiedzenie, ponieważ na tym zamkniętym posiedzeniu nie dowiedzieliśmy się niczego nowego w stosunku do tego co padło na posiedzeniu, które było otwarte na sali sejmowej" - mówił Wassermann.

Zaznaczył, że widzi również rozbieżności pomiędzy tym co mówił Sobiesiak, a tym, co mówili inni świadkowie komisji. Nie chciał jednak więcej powiedzieć na ten temat, bo - jak podkreślał - świadek musi wcześniej podpisać protokół ze swoich zeznań. "Mówimy o tej grupie, która ze sobą współpracowała: Drzewiecki, Chlebowski, Sobiesiak, Kosek" - precyzował polityk PiS.

Przyznał, że Sobiesiak mówił sporo, ale były to raczej słowa, które doprowadzały komisję do śmiechu, a nie wpływały na wyjaśnienie sprawy. "Dużo mówi o piłce nożnej, trochę mówi o świecie hazardowym, ale w tych istotnych momentach jest powstrzymywany. Myślę, że pełnomocnik swoją rolę tutaj odgrywa. (...) Bardzo trudno jest otrzymać odpowiedź na konkretne pytanie osadzone w dokumencie, podparte nazwiskiem, datą. Wtedy jest ucieczka w niepamięć, w bok. Nie mamy precyzyjnych odpowiedzi" - mówił poseł PiS w przerwie przesłuchania.

Również Beata Kempa (PiS) relacjonowała, że Sobiesiak opowiadał "o swych interesach, o ich opłacalności, o tym z kim rozmawiał w różnych sprawach". Natomiast - dodała - kiedy pytała o rzeczy ze stenogramów (chodzi o stenogramy z rozmów Sobiesiaka m.in. z b. szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim i innym biznesmenem związanym z branżą hazardową - Janem Koskiem - PAP) "to wtedy raczej nie pamięta".

Natomiast Jarosław Urbaniak (PO) mówił, że z zeznań biznesmena wynika, że w czasie gdy prowadził on rozmowy z politykami PO na temat nowelizacji ustawy hazardowej, on sam miał już w zasadzie bardzo niewielkie udziały w firmach działających na rynku. Urbaniak relacjonował, że Sobiesiak twierdził, że zabiegał o korzystne przepisy nie dla siebie, a dla branży.

Z kolei szef komisji Mirosław Sekuła (PO mówił dziennikarzom, że biznesmen odpowiedział na prawie wszystkie pytania, które były mu zadane w części otwartej czwartkowego posiedzenia komisji. Również zdaniem Sekuły pojawiają się rozbieżności pomiędzy tym, co mówił biznesmen, a tym, co zeznawali przed komisją politycy występujący w stenogramach z podsłuchów jego rozmów.

Przyznał jednak, że o niektórych kwestiach, jak np. o swych rozmowach, które dotyczą wiceministra finansów Jacka Kapicy (ze stenogramów wynika, że biznesmeni chcieli go skompromitować i usunąć ze stanowiska) Sobiesiak nie chce mówić; zamiast odpowiadać, odwołuje się również do tego, co mówił w swobodnej wypowiedzi. Według Sekuły, Sobiesiak np. twierdzi, że nie było żadnego przecieku o akcji CBA; mówił też, że było na niego wiele donosów, które spowodowały, że był "złym tatusiem" i dlatego jego córka Magdalena zrezygnowała z ubiegania się o posadę w Totalizatorze Sportowym.

Szef komisji ocenił, że stenogramy z tego przesłuchania będą dostępne dla opinii publicznej w ciągu kilku dni.

W porannej, otwartej części posiedzenia pełnomocnik Sobiesiaka Ryszard Bedryj złożył wniosek o wyłączenie z przesłuchania posła Wassermanna. Uzasadniając wniosek stwierdził, że poseł PiS wielokrotnie - podczas dotychczasowych przesłuchań przed komisją oraz w mediach - wypowiadał się o Sobiesiaku w sposób "stronniczy". Komisja nie zgodziła się jednak na wyłączenie Wassermanna.

W swej swobodnej wypowiedzi Sobiesiak stwierdził m.in., że staje przed komisją mając świadomość, że część osób już wydała na niego wyrok. "Ale zanim mnie powiesicie, posłuchajcie, co mam do powiedzenia w tej sprawie" - dodał. Biznesmen powiedział, że jest uczciwym człowiekiem i nie jest stroną "afery hazardowej".

"Od ponad pięciu miesięcy ja, moja rodzina i należące do mnie firmy jesteśmy przedmiotem kampanii oszczerstw i nagonki medialnej. Bez mojej winy i woli nazwisko Sobiesiak stało się instrumentem walki politycznej, prowadzonej bez szacunku dla prawdy czy dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości" - mówił.

Oświadczył, że "ani w tej, ani w innej sprawie nikogo nie korumpował i nikomu nic nie dawał w zamian". "Nie jestem stroną waszej afery, całe swoje życie uczciwie zarabiałem na chleb swoją ciężką pracą" - mówił. "Jako przedsiębiorca muszę codziennie radzić sobie w absurdalnym świecie wzajemnie sprzecznych przepisów prawnych, pracowicie tworzonych przez posłów i zwalczać bezprawne decyzje podejmowane przez bezmyślnych urzędników, opłacanych także z moich podatków" - dodał.

Mówił, że znalazł się przed komisją, bo walcząc o swoje interesy wszedł do świata zastrzeżonego dla polityków. "W tym świecie obowiązują inne zasady. Zasady, których nie znałem. (...) Tutaj kłamstwo, pomówienie, zła wola zastępują argumenty, dowody i racje" - powiedział.

Sobiesiak oświadczył, że nie ma żadnej wiedzy na temat przecieku związanego z - jak mówił - "nieistniejącą aferą hazardową". "Pytanie: kto jest większym zagrożeniem dla Polski? Ja, lokalny przedsiębiorca, czy szef służb specjalnych łamiący prawo, zakładający nielegalne podsłuchy, wydający biliony z budżetu państwa na udowodnienie bzdur? Kto szkodzi bardziej?" - pytał. Byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego nazwał funkcjonariuszem opłacanym z podatków, "plującym na tych, którzy składają się na jego pensję".

Powiedział też, że o b. szefie CBA należy mówić "Mariusz K.", bo toczą się przeciwko niemu postępowania prokuratorskie, a w jednej sprawie ma zarzuty. "Aż kusi mnie, aby w tym momencie spytać panią poseł Kempę i pana Wassermanna: nie wstydzicie się państwo, że macie znajomego pana Mariusza K. z prokuratorskimi zarzutami? Czy taki stan rzeczy was nie dyskredytuje?" - powiedział. Dodał, że Kamiński "okłamał prawo" wielokrotnie.

Sobiesiak oświadczył też, że nigdy nielegalnie nie nakłaniał żadnego polityka do zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych czy w jakiejkolwiek innej ustawie. Zaznaczył, że manipulacją - jakiej według niego dopuścił się Kamiński - było rozpowszechnienie informacji o tym, że on próbował w sposób bezprawny wpływać na kształt ustawy o grach i zakładach wzajemnych.

"Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań. Znam Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetynę. Nigdy - i mówię to z całą stanowczością i przekonaniem - nie namawiałem żadnego z nich ani żadnego innego polityka, aby nielegalnie wpływał na stanowisko prezentowane w sprawie dopłat czy też w jakiejkolwiek innej sprawie ustawowej" - zeznał Sobiesiak.

Powiedział, że "Rzeczpospolita", która przed kilkoma dniami pisała o jego styczniowym przesłuchaniu w prokuraturze, nie opublikowała całego tekstu protokołu z przesłuchania, tylko - jak uważa - "kłamliwe streszczenie plus komentarze, które uruchomiły oszczerczą kampanię".

Z opublikowanych przez "Rz" zeznań Sobiesiaka w prokuraturze wynika, że podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku, które dotyczyło pracy Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena - w zarządzie Totalizatora Sportowego, Marcin Rosół (asystent ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) miał jej powiedzieć, by lepiej nie ubiegała się o stanowisko członka zarządu TS, bo "są donosy" na jej "tatusia".

"Chcę kategorycznie stwierdzić: nie ujawniłem w prokuraturze rzekomego przecieku, bo nie miałem pojęcia o akcji CBA przed 1 października, prowadzonej wobec mnie" - oświadczył. Podkreślił, że nigdy nie mówił, iż Rosół ostrzegł jego lub jego córkę o podsłuchach CBA. Dodał, że nie wiedział nic o podsłuchach założonych w jego telefonach. Zaznaczył, że jego córka po spotkaniu z Rosołem 24 sierpnia 2009 r. w kawiarni "Pędzący królik" ani później nie informowała go o działaniach CBA. "Mówię te słowa, mając świadomość, że zeznaję pod przysięgą" - dodał.

"Moje wypowiedzi o +KGB i CBA+ były komentarzem do manii podsłuchiwania wszystkich i wszystkiego. Nawiasem mówiąc, jak się okazało, nie pomyliłem się" - powiedział biznesmen. Nawiązał w ten sposób do znajdujących się w stenogramach CBA cytatów z jego rozmowy z Janem Koskiem 27 sierpnia 2009 roku, podczas której mówił: "Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA - jak się spotkamy, to ci powiem - donosów było tyle".

Sobiesiak mówił, że donosy, o których mowa, a które skłoniły jego córkę do wycofania się z konkursu na stanowisko w Totalizatorze, są codziennością w branży hazardowej. Dodał, że wiedział, iż do Ministerstwa Finansów i innych urzędów wielokrotnie wpływały nieprawdziwe donosy na jego temat. "Wiem o tych faktach, bo za każdym razem byłem sprawdzany i za każdym razem okazywało się, że rzekome rewelacje były zmyślone" - dodał.

Sobiesiak przyznał, że prosił znajomych, m.in. Drzewieckiego, o pomoc w znalezieniu "ciekawej" pracy dla jego córki. "Minister Drzewiecki poza przyjęciem i pochwaleniem CV mojej córki nic w tej sprawie nie zrobił. Gdy pojawiły się ogłoszenia o konkursie w Totalizatorze (Sportowym), moja córka złożyła odpowiednie dokumenty i zamierzała zgodnie z obowiązującą procedurą wziąć udział w konkursie. Wycofała się, gdy okazało się, że ja jestem przeszkodą, ponieważ zajmuję się hazardem, są na mnie donosy i nazwisko moje może być przeszkodą w ubieganiu się o tę funkcję" - powiedział.

Dodał, że dla byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego te donosy oznaczają przeciek o akcji CBA dotyczącej tzw. afery hazardowej. "Dla mnie były one codziennością pracy w hazardzie. Niestety, część osób pracujących w tej branży wierzy w cudowną moc likwidowania konkurentów za pomocą donosów" - powiedział.

Sobiesiak odniósł się też do cytowanych przez "Rz" jego zeznań w prokuraturze w sprawie długości znajomości ze Zbigniewem Chlebowskim, Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną. Biznesmen - jak podała "Rzeczpospolita" - powiedział w prokuraturze, że Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna "byli jego kolegami". "Znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat" - cytowała zeznania Sobiesiaka gazeta. "Moje wypowiedzi na temat długości okresu znajomości z politykami, które stały się początkiem kłamliwych twierdzeń +Rzeczpospolitej+, nie są sprzeczne z tymi, które komisja słyszała od panów Schetyny oraz Drzewieckiego" - powiedział przed komisją biznesmen.

Przyznał, że "istotnie załatwiał miejsce na święta dla najlepszego polskiego koszykarza w Zieleńcu poprzez żonę pana Schetyny" (o tym, że żona prosiła o załatwienie miejsce w ośrodku należącym do Sobiesiaka dla Adama Wójcika, "znanego koszykarza, kapitana reprezentacji Polski, wiele lat grającego w Śląsku Wrocław", mówił przed komisją szef klubu PO Grzegorz Schetyna - PAP). "Rozmawiałem dwa lub trzy razy przez telefon w tej sprawie. We wcześniejszym okresie miałem z nią częstszy kontakt z racji jej aktywności we władzach Śląska Wrocław, ale charakter tych relacji był wyłącznie sportowy" - powiedział biznesmen.

Zapewnił, że z tego co wie "w żadnej z firm, w której był lub jest udziałowcem lub wyłącznym właścicielem nie było nikogo z członków rodzin polityków". "I nie wiem także, aby którykolwiek z moich kontrahentów miał takie związki" - dodał Sobiesiak. Powiedział też, że osobiście nie jest udziałowcem żadnej firmy związanej z hazardem, a taki udziałowcami są jedynie członkowie jego rodziny; chodzi o Casino Polonia i Golden Play.

W jego ośrodku w Zieleńcu natomiast - jak przekonywał - "był tylko pan Chlebowski". "Nie był ani pan Schetyna, ani pan Drzewiecki, lub członków ich rodzin nie widziałem" - zaznaczył. Sobiesiak zeznał, że jego spotkanie 31 sierpnia 2009 r. na cmentarzu w Marcinowicach z Chlebowskim dotyczyło interwencji w sprawie działacza PO w Czorsztynie. "Dzisiaj nie pamiętam dokładnie przebiegu tej rozmowy, ale na prośbę mojego przyjaciela w tym okresie próbowałem przekonać pana Chlebowskiego do zajęcia się sprawą działacza PO w Czorsztynie" - mówił.

Biznesmen opowiedział jak doszło do spotkania w Marcinowicach. Tłumaczył, że początkowo z Chlebowskim umówił się na Bielanach Wrocławskich, jednak z racji tego, że jemu nie pasowała godzina i miejsce spotkania, a sam nie mógł się dodzwonić do Chlebowskiego, to poprosił wspólnego znajomego o przekazanie tej informacji ówczesnemu szefowi klubu PO. Następnie - jak mówił - mieli się spotkać na stacji paliw w Marcinowicach.

"Stojąc na stacji zauważyłem, iż Zbigniew Chlebowski przejechał obok, zaparkował samochód przy cmentarzu i ruszył w moim kierunku" - relacjonował Sobiesiak. Dodał, że on także zaczął zmierzać w jego kierunku i ostatecznie spotkali się przed wejściem na cmentarz. Opowiadał, że Chlebowski zaproponował, by się przeszli i wtedy dowiedział się, że na tym cmentarzu znajduje się grób jego zmarłej siostry.

"Nieprawdziwą jest informacja przekazana przez pana Kamińskiego, że kluczyliśmy między grobami" - mówił. Relacjonował, że Chlebowski poszedł na grób swojej siostry, a po chwili obaj wrócili do swoich samochodów. "W tym czasie przekazałem mu prośbę dotyczącą działacza PO, prosząc go o interwencję" - powiedział biznesmen.

Sobiesiak powiedział też, że po zakończeniu swej kariery sportowej stał się jednym z udziałowców piłkarskiego klubu Śląsk Wrocław. Mówił, że gdy w sezonie 2002-2003 klub spadł do trzeciej ligi, "pojawił się pomysł, aby w celu ratowania klubu połączyć siły z klubem koszykarskim". "Wtedy poznałem bliżej pana Schetynę, którego wcześniej znałem jako wicewojewodę, którego okazjonalnie kilka razy widziałem na tych samych masowych imprezach" - zeznał Sobiesiak. Schetyna pełnił funkcję wicewojewody wrocławskiego w latach 1991-1992.

Sobiesiak powiedział, że zgodnie z umową zawartą pomiędzy klubami Śląska Wrocław, klub koszykarski miał przejąć prowadzenie i zarządzanie klubem piłkarskim. "Taki stan trwał od roku 2003 do roku 2005, kiedy to piłkarze awansowali do drugiej ligi i sytuacja w klubie się ustabilizowała" - zaznaczył.

"Wtedy bliższa współpraca pomiędzy klubami ustała. Moje w miarę intensywne kontakty a panem Schetyną stały się sporadyczne. Po 2007 roku ustały zupełnie, jeśli nie liczyć jednego spotkania na lotnisku (29 września 2008 roku - PAP)" - zeznał biznesmen. Sobiesiak potwierdził zeznanie Schetyny, że na tym spotkaniu prosił Schetynę o interwencję w sprawie klubu Śląsk Wrocław.

Sobiesiak opowiadał też o swym spotkaniu z Drzewieckim we wrześniu 2009 r. "Faktem jest, że jadąc do Warszawy, zadzwoniłem do znajomego, z którym miałem grać w golfa. Zostałem zaproszony na spotkanie, w którym poza ministrem (Drzewieckim - PAP) brały udział jeszcze inne osoby. Faktem jest, iż na to spotkanie spóźniłem się i stąd moja rozmowa z ministrem była bardzo krótka. Odbyła się już nie w restauracji, gdzie się wstępnie umawialiśmy, tylko w hotelu, gdzie pan minister spotkał się ze swoimi gośćmi" - relacjonował biznesmen.

Wyjaśnił, iż prosił o spotkanie z Drzewieckim, ponieważ zależało mu na zainteresowaniu go "odbywającym się następnego dnia turniejem golfowym". "Obecność ministra z pewnością podniosłaby jego rangę" - zaznaczył. Zapewnił przy tym, że wbrew temu, co pisała jedna z gazet, turniej odbył się, a on zajął w nim "drugie miejsce".

Sobiesiak relacjonował też swoje działania po decyzji administracyjnej Ministerstwa Finansów w sprawie nieprzedłużenia pozwolenia na działalność firmy Golden Play. W materiałach CBA dotyczących jest cytat z rozmowy Chlebowskiego z Sobiesiakiem z sierpnia 2008 r, podczas której Chlebowski mówi: "Z tobą na 90 proc. Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem". Cytat ten został umieszczony w analizie CBA przekazanej premierowi Donaldowi Tuskowi w kontekście starań Sobiesiaka o wykreślenie z projektu zmian w ustawie hazardowej zapisów o dopłatach do gier, ale podczas swojego przesłuchania Kamiński przyznał, że ta rozmowa nie dotyczyła tej sprawy, ale decyzji administracyjnej w sprawie firmy Sobiesiaka.

"W 2007 roku urzędnik Ministerstwa Finansów wydaje decyzję administracyjną na niekorzyść spółki, w której jestem jednym ze wspólników. Nie akceptuję motywów takiej decyzji (...), składam odwołanie" - mówił przed komisją Sobiesiak. Jak zaznaczył, w czasie trwania postępowania administracyjnego postanowił "zainteresować sprawą znane mu osoby", w tym Zbigniewa Chlebowskiego.

"Czy poseł Chlebowski miał prawo rozmawiać ze mną? Nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek" - mówił. "Wiedziałem, że poseł ma obowiązek przynajmniej mnie wysłuchać, a ja mam prawo o to wysłuchanie poprosić i z tego prawa skorzystałem" - powiedział. "Jak wiecie z podsłuchów, interweniowałem bez skutku. Czy to dowód na moje potężne wpływy w Platformie?" - pytał.

Zwrócił także uwagę, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wyrokiem z 2009 roku uchylił decyzję ministra finansów i zasądził na jego rzecz od Skarbu Państwa 16,4 tys. złotych. "W ten sposób wiceministrowi Jackowi Kapicy udało się zmarnować wiele miesięcy życia wielu osób i sporo pieniędzy z budżetu" - ocenił biznesmen. "Moje straty są moją prywatną sprawą, ale ile stracił budżet? Ile podsłuchów CBA można by sfinansować, ile willi w Kazimierzu można by było kupić" - ironizował Sobiesiak.

Przywołał też nowelizację ustawy hazardowej z 2003 r. (zalegalizowała ona m.in. automaty do gier), która - jego zdaniem - zaczęła traktować hazard na równi z każdą inną branżą gospodarki. Dodał, że dzięki temu można było płacić podatki, zatrudniać ludzi i inwestować w rozwój. "Wszystko na podstawie wydawanych koncesji i licencji rządowych" - powiedział. Dodał, że mimo to pojawił się "chory" i "głupi" pomysł wprowadzenia dopłat do gier na tej samej zasadzie, jak to mam miejsce w przypadku Totalizatora Sportowego.

"Tyle że tam mamy do czynienia z jedną operacją. Kupujący płaci za los i tyle. W kasynie czy salonie gry mamy do czynienia z setkami operacji. Klienci wpłacają i wypłacają pieniądze z żetonów. Mogą przegrać, mogą wygrać, mogą obstawić dalej. Na każdą taką operację pan Kapica (wiceminister finansów Jacek Kapica - PAP) chciał nałożyć dopłatę. Nie interesowało go, ile będzie kosztować stworzenie systemu rejestrującego, jak wielką przestrzeń do nadużyć otworzy" - powiedział. "Od początku mówiliśmy - podnieście podatki. To tańszy sposób na dodatkowe wpływy do budżetu" - dodał.

Sobiesiak ocenił, że Kapica "chciał wysadzić na raz kilkaset tysięcy ludzi i budżet". Jego zdaniem "efekty pracy" wiceministra "są już dzisiaj widoczne na rynku", a za kilka miesięcy "zacznie się debata nad szukaniem nowych źródeł dla budżetu, bo potrzeba pieniędzy na ważne cele".

Pamiętajcie - zwrócił się do posłów komisji - "że budżet traci codziennie dziesiątki milionów podatków, które od roku 2003 regularnie wpływały do kasy państwa". "Dzisiaj przestają wpływać, bo pan Kapica chciał wprowadzić głupi przepis o dopłatach. Ponieważ mu się to nie udało, wprowadził takie przepisy, które de facto oznaczają likwidację tej branży" - powiedział biznesmen.

Swobodna wypowiedź Sobiesiaka trwała ok. półtorej godziny. Po niej Sobiesiak złożył wniosek o przesłuchanie go przed komisją na posiedzeniu zamkniętym, który przez posłów został odrzucony. Po pierwszym pytaniu Jarosława Urbaniaka (PO), czy Sobiesiak podtrzymuje zeznania złożone w prokuraturze, jego pełnomocnik wniósł o uchylenie pytania. Na kolejne pytania posła PO biznesmen odpowiadał, że nie ma nic do dodania, a wszystko powiedział w swobodnej wypowiedzi.

Przewodniczący komisji śledczej zwrócił się więc do sejmowego biura legislacyjnego w tej sprawie. Sejmowy prawnik wyjaśnił, że ustawa o komisji śledczej daje świadkowi możliwość uchylenia się od odpowiedzi na pytania w sytuacji, kiedy świadek stwierdzi, że odpowiedź może grozić odpowiedzialnością za przestępstwo lub przestępstwo skarbowe. Gdyby świadek był podejrzany w sprawie podobnej do tej, jaką bada komisji lub miał postawione zarzuty, to wówczas mógłby w ogóle odmówić zeznań. Zdaniem sejmowego prawnika, skoro Sobiesiak "nie jest w podobnej sprawie osobą podejrzaną i nie ma postawionych zarzutów", nie ma możliwości odmówienia en bloc odpowiedzi na pytania.

Dodał także, że jeśli komisja uzna, że odmowy na pytania są bezpodstawne, może wystąpić do sądu okręgowego o ukaranie świadka karą porządkową - której maksymalny wymiar wynosi 10 tys. zł; w przypadku uporczywego uchylania się od odpowiedzi świadkowi może grozić kara aresztu do 30 dni. Wysokość kary jest uzależniona od decyzji sądu.

Po pewnym czasie sporadycznie i zdawkowo biznesmen zaczął odpowiadać na niektóre pytania. Gdy Beata Kempa chciała się dowiedzieć, czy ma on analizy wskazujące, iż dopłaty do stawek w grach na automatach będą rozwiązaniem niekorzystnym dla budżetu państwa (Sobiesiak wspominał o nich w swoim słowie wstępnym), Sobiesiak potwierdził. Dopytywany nie chciał już jednak powiedzieć, kto i na czyje zlecenie je przygotował. Dalsze przesłuchanie biznesmena toczyło się już na posiedzeniu zamkniętym. (PAP)

luo/ stk/ hgt/ joko/ mzk/ ajg/ mkr/ mok/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)