SP wspiera inicjatywę referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Apeluje do innych klubów, żeby nie odrzucały wniosku o referendum w tej sprawie, który w środę trafił do Sejmu.
"Dziś podpisy w sprawie sześciolatków znalazły się w Sejmie i w związku z powyższym przyszedł czas, by kluby parlamentarne określały się, czy będą tę inicjatywę wspierać" - powiedział rzecznik SP Patryk Jaki na środowej konferencji prasowej w Sejmie.
"Chcielibyśmy jako pierwsi wyrazić poparcie dla tej inicjatywy, odkąd ona powstała do jej końca - czyli głosowania w Sejmie - będziemy ten projekt wspierać, bo uważamy, że sześciolatki za szybko w szkole to problem dla polskiego społeczeństwa, dla rodziców, to uderzenie w instytucję rodziny" - przekonywał.
Posłanka SP Beata Kempa apelowała do pozostałych klubów parlamentarnych, by nie składały wniosku o odrzucenie referendum ws. sześciolatków, tak "by Sejm nie stał się dla tej ważnej sprawy takim wąskim gardłem i by to referendum w Polsce przeprowadzić".
Przypomniała, że jej klub przygotował własny projekt konstytucji, zakładający zwiększenie roli referendum. "Uważamy, że idea referendum stanowczo powinna być rozwinięta w naszym kraju" - zaznaczyła. Przekonywała, że w sytuacji gdy w Polsce jest niska frekwencja wyborcza, Sejm "jest praktycznie wybierany przez tylko 48 proc. społeczeństwa". "Powinien zatem częściej pytać ogół społeczeństwa o zdanie w sprawach istotnych, a w szczególności w sprawach dotyczących małoletnich dzieci" - mówiła.
Podkreśliła, że Solidarna Polska chce, by referendum przeprowadzano obowiązkowo, jeśli pod wnioskiem podpisze się przynajmniej 10 proc. Polaków.
Inny poseł SP Edward Siarka mówił, że z jego doświadczenia nauczyciela i dyrektora szkoły wynika, że wysyłanie sześciolatków do szkół jest "złym i antyrodzinnym" pomysłem. "To skraca im dzieciństwo (...). Nie ma dziś szkoły, która byłaby na to przygotowana. Proszę wejść do pierwszej lepszej szkolnej toalety, a państwo sami zrozumiecie w czym problem. Tak małe dzieci w szkole przeżywają traumę" - przekonywał.
Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, wywodzące się z ruchu "Ratuj Maluchy!", od stycznia prowadziło zbiórkę podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum. W środę blisko 950 tys. podpisów w tej sprawie złożono w Sejmie.
Pomysłodawcy referendum ws. sześciolatków chcą, by obywatele odpowiedzieli w nim na pięć pytań: 1. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków? 2. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku przedszkolnego pięciolatków? 3. Czy jesteś za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów? 4. Czy jesteś za stopniowym powrotem do systemu: 8 lat szkoły podstawowej plus 4 lata szkoły średniej? 5. Czy jesteś za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli?
Inicjatorzy akcji referendalnej przekonują, że szkoły w Polsce nie są przygotowane na reformę obniżenia wieku szkolnego, a dzieci sześcioletnie będą cierpiały z jej powodu.
Przyjęty przez rząd projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty zakłada, że we wrześniu 2014 r. obowiązek szkolny obejmie wszystkie dzieci 7-letnie (rocznik 2007) oraz dzieci 6-letnie, urodzone w okresie 1 stycznia - 30 czerwca 2008 r. Rok później - we wrześniu 2015 r. obowiązek szkolny ma objąć dzieci 7-letnie, urodzone w okresie 1 lipca - 31 grudnia 2008 r. oraz wszystkie dzieci z rocznika 2009 (6-latki). W projekcie zapisano też, że klasy I-III szkół podstawowych w okresie wprowadzania obniżenia wieku rozpoczynania nauki będą liczyły do 25 uczniów.
Jak tłumaczył we wtorek premier Donald Tusk, proponowane zmiany to wyjście naprzeciw obawom rodziców. Mają one zapobiec sytuacji, by w jednej dużej liczebnie klasie znalazły się dzieci, między którymi różnica wieku wynosi prawie dwa lata. "Wyrażając uznanie dla energii i intencji tych wszystkich, którzy angażują się na rzecz akcji referendalnej, ja jej nie mogę poprzeć" - powiedział premier. (PAP)
wni/ son/ jra/