ENEA zagroziła, że od piątku zacznie sukcesywnie wyłączać oświetlenie ulic Bydgoszczy, o ile miasto nie ureguluje ok. miliona złotych należności. Strony nie mogą się porozumieć w sprawie wysokości opłat za eksploatację latarni.
Władze miasta zapowiedziały skargę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, bo ENEA stosuje praktyki monopolistyczne w zakresie utrzymania i konserwacji oświetlenia, dyktując wysokie stawki opłat.
ENEA i Bydgoszcz zawarły umowy na dostawę i dystrybucję, ale nie ma umów w sprawie eksploatacji lamp. Do firmy energetycznej należy 18 tysięcy latarń, a 11 tysięcy jest własnością miasta.
Wiceprezydent Bydgoszczy Stefan Markowski wskazuje, że ENEA chce za eksploatację tzw. punktu świetlnego 22 zł, a firma obsługująca miejskie latarnie tylko 13 zł.
W przesłanym PAP stanowisku ENEA podkreśliła, że "w tej sprawie wykazywała maksimum dobrej woli, licząc, że Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej wywiąże się ze zobowiązań zapisanych w umowie, jakie zawarł w ubiegłym roku oraz zdecyduje się uregulować kwestie współpracy w 2011 r. Wierząc w rychłe uregulowanie zaległych należności oraz w trosce o mieszkańców miasta od stycznia świadczyliśmy usługi licząc na podpisanie nowej umowy".
Zapowiedziano "postępujące" wyłączanie oświetlenia w Bydgoszczy. Miasto otrzymało już harmonogram, na jakich ulicach będą gasły lampy w kolejnych dniach.
ENEA odniosła się też do argumentów dotyczących żądania o prawie dwa razy wyższej opłaty niż pobiera firma obsługująca miejskie latarnie. Spółka podkreśliła, że proponowane ceny obejmują koszty podatku od nieruchomości i amortyzacji majątku, których nie ponosi firma obsługująca miejskie instalacje.
Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski w środę zainteresował sprawą sejmową komisję "Przyjazne Państwo", która ma zajmować się tzw. porozumieniem ciechocińskim, którego podłożem są spory samorządów lokalnych z firmami energetycznymi. W czwartek zamierza zaprosić do rozmów prezesa firmy ENEA.(PAP)
rau/ amac/