Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sprawa Nangar Khel przed Sądem Najwyższym - apelacja prokuratury

0
Podziel się:

Uchylenia wyroków uniewinniających siedmiu żołnierzy oskarżonych o zbrodnię
wojenną w Nangar Khel w Afganistanie w 2007 r. domaga się Naczelna Prokuratura Wojskowa. Obrońcy
chcą utrzymania uniewinnień w mocy. W środę głos zabiorą sami oskarżeni żołnierze.

Uchylenia wyroków uniewinniających siedmiu żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel w Afganistanie w 2007 r. domaga się Naczelna Prokuratura Wojskowa. Obrońcy chcą utrzymania uniewinnień w mocy. W środę głos zabiorą sami oskarżeni żołnierze.

Apelację prokuratury oraz jednego z obrońców - który chce, aby podstawą uniewinnienia jego klienta nie był brak dowodów, lecz stwierdzenie, że nie popełniono zbrodni - rozpatruje od wtorku Izba Wojskowa Sądu Najwyższego.

Uniewinniający wyrok I instancji w sprawie Nangar Khel nie powinien się ostać - oświadczył przed sądem prokurator NPW płk Jan Żak. Według prokuratury Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie, uniewinniając w czerwcu zeszłego roku wszystkich oskarżonych żołnierzy, dokonał błędnych ustaleń faktycznych. Oskarżyciele uważają, że były wystarczające podstawy, by uznać, że oskarżony dowódca grupy bojowej kpt. Olgierd C. wydał podległemu plutonowi rozkaz ostrzelania wioski, a jego podwładni rozkaz wykonali, co najmniej godząc się z tym, że strzelali do niebronionego obiektu cywilnego.

Ponadto - zdaniem drugiego z prokuratorów, płk. Jakuba Mytycha - sąd I instancji, oceniając w wyroku dowody, pominął te z akt tajnych. Wniosek taki wyciągnął stwierdzając, że w kancelarii tajnej sądu brak jest podpisów sędziów, co świadczyłoby, że zapoznali się oni z tą dokumentacją. Co do innych obciążających zeznań, według prokuratury sąd nie uzasadnił, czemu ich nie uwzględnił.

Zdaniem prokuratora Żaka, użyty do ostrzału wioski moździerz nie nadawał się do strzelania do okolicznych wzgórz (a taką wersję przedstawili oskarżeni), bo miał zbyt małą donośność. Przypomniał, że zaraz po odprawie u kpt. C. uczestniczący w niej żołnierze powszechnie opowiadali, gdzie i po co jadą - tak oskarżyciel uzasadniał zasadność zarzutu wydania rozkazu ostrzelania wioski. "Potwierdzają to zeznania dalszych świadków, żołnierzy i oficerów" - pokreślił.

Według prokuratury nie było także ataku talibów przed ostrzałem - jak twierdzili oskarżeni. Według płk. Żaka to kpt. C. zainspirował swych podwładnych do przyjęcia takiej wersji, gdy sam powiedział im, że w rozmowie z Afgańczykami będzie mówił, że polscy żołnierze byli zaatakowani przez talibów.

"Przecież żołnierze pojechali pod Nangar Khel właśnie dlatego, że wcześniej w tym miejscu inny pojazd wojskowy wpadł na minę-pułapkę, więc jest oczywiste i bezsporne, że talibowie tam byli" - odpowiedział na to jeden z obrońców oskarżonych, mec. Wiktor Dega, wnosząc o utrzymanie wyroku uniewinniającego.

Broniący kpt. C. adwokaci Andrzej Kmieciak i Adam Pacyna przekonywali, że wyrok I instancji uniewinniający ich klienta, oskarżonego o wydanie rozkazu strzelania do wioski, jest prawidłowy. "Jego podwładni mogli mieć subiektywne przekonanie, że padł rozkaz. Ale to jak zabawa w głuchy telefon - bo długi był łańcuch pośredników" - mówił mec. Kmieciak. Jak podkreślił, wyjaśnienia jego klienta są konsekwentne i logiczne. "Prokuratura wojskowa kieruje do sądu akt oskarżenia w takiej bezprecedensowej sprawie, a ten akt oskarżenia jest ułomny. To prokurator ma obowiązek w stu procentach udowodnić winę oskarżonemu, nie zaś być biernym obserwatorem rozprawy" - dodawał mec. Pacyna.

"To jest sprawa nieodpowiedzialnych polityków, że polskich żołnierzy wysyłają na misje, na których ci żołnierze muszą przelewać krew, a potem są ciągani po sądach" - mówił przed sądem mec. Jacek Kondracki, obrońca ppor. Bywalca, wnosząc o utrzymanie w mocy jego uniewinnienia.

Do tragicznych zdarzeń w Afganistanie doszło 16 sierpnia 2007 r., gdy w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna oraz troje dzieci; dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu. Konwencja haska stwierdza, że ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi jest chroniona jej przepisami "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie.

Prokuratura Wojskowa z Poznania oskarżyła o taką zbrodnię siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasza Bywalca - "Bolca", chor. Andrzeja Osieckiego - "Osę", plut. Tomasza Borysiewicza "Borysa" (przeszedł do rezerwy), starszych szeregowych Jacka J. i Roberta B. oraz st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego, który jako jedyny nie miał zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu. Groziło im do dożywocia, a Ligockiemu - do 15 lat więzienia. Bywalec, Osiecki, Borysiewicz i Ligocki zgadzają się na podawanie w mediach swych danych. Nie życzy sobie tego Olgierd C.; Jacka J. i Roberta B. nie było we wtorek w SN.

Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie, uniewinniając podsądnych, stwierdził, że prokuratura nie przedstawiła wystarczających dowodów, by skazać kapitana C., Bywalca, Osieckiego, Borysiewicza i Ligockiego. Co do Jacka J. i Roberta B. sąd stwierdził, że brak jest podstaw do przypisania im zarzutu zbrodni wojennej. (PAP)

wkt/ bno/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)