(aktualna liczba protestujących szpitali)
8.5.Katowice (PAP) - W sześciu szpitalach woj. śląskiego lekarze rozpoczęli w poniedziałek bezterminowy strajk, domagając się m.in. wzrostu wynagrodzeń i zwiększenia środków na służbę zdrowia. Oprócz śląskich placówek do strajku przystąpił również Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Radomiu (Mazowieckie).
Lekarze dyżurują jak w weekendy, większość z nich pozostaje w domach, są ze swoimi placówkami w kontakcie telefonicznym - poinformował PAP szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w regionie śląskim, dr Maciej Niwiński.
Zapowiedział, że w ten sposób będzie wyglądała praca w objętych protestem szpitalach do czasu spełnienia żądań lekarzy. Niewykluczone, że do strajku będą się przyłączały kolejne placówki.
"Zarząd naszego związku przyjął uchwałę, w której upoważnił lekarzy do przeprowadzenia strajków, po wyczerpaniu wymaganej prawem procedury, i w miarę możliwości do zorganizowania takich protestów" - powiedział dr Niwiński.
Jak podał, do protestu przystąpili pracownicy szpitala św. Barbary w Sosnowcu, Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w nr 1 Tychach, Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego Nr 3 w Rybniku oraz Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w tym mieście. Protest trwa też w Szpitalu Wielospecjalistycznym w Jaworznie, Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej.
Wcześniej Niwiński podawał, że protest trwa też w szpitalu chorób płuc w Bystrej. Kilka godzin później sprecyzował, że w tym ostatnim szpitalu lekarze zdecydowali się jednak nie rozpoczynać akcji. "Nie są jeszcze do tego przygotowani - nie mają ustalonego trybu pracy na czas strajku. Akcja ma się rozpocząć za tydzień" - powiedział.
Niwiński powiedział, że w każdej z wymienionych przez niego placówek w strajku biorą udział lekarze, w niektórych także inne związki zawodowe, zrzeszające pielęgniarki i położne.
Jak wyjaśnił, każda placówka decyduje we własnym zakresie, jaka formę ma przybrać strajk. Generalnie lekarze pracują jak w soboty i niedziele, czyli wielu z nich nie przyszło do pracy, ale pozostają w kontakcie telefonicznym ze szpitalem i są gotowi przyjechać w razie konieczności.
"Są wykonywane planowane operacje, ale tylko te, których odłożenie stanowiłoby zagrożenie dla życia pacjentów" -zaznaczył Niwiński.
Protestujący lekarze domagają się 30-procentowego wzrostu wynagrodzeń, ale do kwoty nie mniejszej niż 2,4 tys. zł brutto miesięcznie, i 100-procentowej podwyżki w przyszłym roku. Uważają też, że dwa regiony - Śląsk i Mazowsze - są dyskryminowane przy podziale środków na ochronę zdrowia. Protestujący chcą też zwiększenia publicznych nakładów na ochronę zdrowia do wysokości co najmniej 6 proc. PKB.
W piątek przez dwie godziny lekarze z ponad stu szpitali protestowali w kilku regionach kraju, prezentując podobne postulaty. Szpitale pracowały jak na ostrym dyżurze, wykonywane były tylko zabiegi ratujące życie. W woj. śląskim tamten protest lekarzy i personelu medycznego objął co najmniej kilkanaście placówek.
Na środę lekarze zapowiadają ogólnopolską akcję protestacyjną. Zamierzają manifestować przed Sejmem. (PAP)
kon/ hes/