Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Straż pożarna o akcji na Jeziorze Powidzkim: dobre decyzje ratowników

0
Podziel się:

Akcja ratownicza na Jeziorze Powidzkim (Wielkopolskie) prowadzona była w
trudnych warunkach, ratownicy podejmowali dobre decyzje, robili wszystko, by uratować dwójkę osób
uwięzionych w wywróconym jachcie - twierdzi straż pożarna.

Akcja ratownicza na Jeziorze Powidzkim (Wielkopolskie) prowadzona była w trudnych warunkach, ratownicy podejmowali dobre decyzje, robili wszystko, by uratować dwójkę osób uwięzionych w wywróconym jachcie - twierdzi straż pożarna.

Jak poinformował w piątek na konferencji prasowej Tomasz Krajnik z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu, akcja była prowadzona na głębokim i rozległym jeziorze, w trudnych warunkach pogodowych, przy silnym wietrze i fali dochodzącej do pół metra wysokości.

Krajnik powiedział, że uczestniczący w akcji ratowniczej strażacy mieli świadomość, że uwięzionym w wywróconym jachcie osobom kończy się powietrze, a łódź może zatonąć; wcześniej próbowali dostać się do nich, nurkując, próbowali też podnieść łódź. Gdy to nie przyniosło rezultatu - zdecydowali o odholowaniu łodzi na płyciznę.

"Ratownicy byli doświadczonymi ludźmi, wygrali mistrzostwa w ratownictwie wodnym, sprawdzili się w rzeczywistych zdarzeniach: w lipcu 2009 roku w bardzo podobnej sytuacji udało im się po odholowaniu łodzi uratować osobę z przewróconej jednostki" - powiedział Krajnik.

Straż pożarna podała, że z telefonicznych zgłoszeń dotyczących zdarzeń na Jeziorze Powidzkim wynikało, że po wywróceniu dwóch jachtów w wodzie, w nieznanej części jeziora w wodzie przebywa osiem osób. Ratownicy wyruszając na ratunek, musieli przeszukać teren całego akwenu, by znaleźć wywrócone jednostki, nie mieli wówczas świadomości, że zgłoszenia dotyczą jednego zdarzenia, a dwie osoby są uwięzione w wywróconej łodzi.

"Dowódca, który przybył pierwszy na miejsce, liczył się z tym, że musi dopłynąć do dwóch wywróconych łodzi. W mojej ocenie strażacy przeprowadzili akcję najlepiej, jak potrafili. Decyzje podejmowane przez nich były jedynymi trafnymi decyzjami, które tam na miejscu można było podjąć" - powiedział na konferencji ratownik z poznańskiej grupy ratownictwa wodnego kpt. Piotr Mądry.

Piątka młodych ludzi wypłynęła na jezioro wypożyczonym jachtem, który wywrócił się na bok, najprawdopodobniej w wyniku silnego podmuchu wiatru. Wejście do kabiny znajdowało się około metra pod wodą. Zostały tam dwie osoby - kobieta i mężczyzna. Troje pozostałych wydostało się na zewnątrz. Uratował ich przepływający jacht.

Według wezwanych na pomoc strażaków, postawienie jachtu okazało się niemożliwe. Po odholowaniu jachtu do brzegu jeziora, uwięzione w kabinie osoby wydobyto po wycięciu otworu w burcie. Podjęta natychmiast akcja ratownicza nie przyniosła efektu. Ofiarami są 24-letnia mieszkanka Turku i 32-letni mieszkaniec Piły.

W prasie pojawiły się opinie i relacje świadków, z których wynika, że akcja prowadzona była w nieskoordynowany sposób, decyzja o holowaniu łodzi przyczyniła się do śmierci uwięzionych w niej ludzi. Strażacy mieli też zignorować propozycję ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, którzy chcieli pomóc w akcji.

Prokuratura w Słupcy prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania wypadku. Według zastępcy prokuratora rejonowego w Słupcy˙Zofii Ciesiołkiewicz-Kubiak, przyczyną śmierci dwójki osób było wychłodzenie i utopienie się.

"To na razie nieoficjalne wyniki sekcji zwłok, ponieważ prokuratura nie posiada jeszcze oficjalnej, pisemnej informacji˙w tej sprawie" - powiedziała w piątek PAP.

Jak dodała, prokuratura bada, czy do wypadku nie przyczynił się stan techniczny łodzi. Sprawdzona zostanie prawidłowość przebiegu akcji ratowniczej strażaków. Konieczne jest także zbadanie, czy sternik posiadał uprawnienia. (PAP)

rpo/ zak/ itm/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)